23 lutego ukazała się książka Romana Graczyka pt. „Cena przetrwania”. Zmuszony jestem do zabrania głosu na jej temat.
***
W swojej książce o infiltracji „Tygodnika Powszechnego” przez SB Roman Graczyk napisał o współpracy niektórych redaktorów TP, m.in. Marka Skwarnickiego, z komunistyczną bezpieką. Opinia redakcji GN na temat książki oraz oskarżeń niektórych redaktorów TP o współpracę z bezpieką została wyrażona w artykule Andrzeja Grajewskiego „Trudny rozrachunek” (GN 8/2011). A. Grajewski zakończył swój tekst zachętą, skierowaną do oskarżonych o współpracę z SB, do zabrania głosu w tej sprawie. Na tę zachętę od-powiedział Marek Skwarnicki – redaktor TP w latach 1958–1991. Oto jego wyjaśnienia.
***
Roman Graczyk pisze o mnie i o moich przyjaciołach z „Tygodnika Powszechnego”: Stefanie Wilkanowiczu, Halinie Bortnowskiej i nieżyjącym już Mieczysławie Pszonie jako o tajnych współpracownikach SB. O Bortnowskiej pisze jako o kontakcie operacyjnym, czyli szpiegowskiej wtyczce w parafii na Bieńczycach (tzw. Arki Pana), a potem w szeregach „Solidarności” Huty im. Lenina.
Za co przepraszać?
Całej książki nie mogę przeczytać, ponieważ w 80. roku życia straciłem wzrok. Przeczytano mi więc to, co odnosi się do mnie i przyjaciół, oraz przedmowę. Trzeba do tego dodać wywiady udzielone przez autora książki przed jej wydaniem. Zwłaszcza wywiad w „Rzeczpospolitej” narobił dużo hałasu na skutek swojej nieprzyzwoitości w stosunku zarówno do „Tygodnika Powszechnego”, jak i szeregu jego redaktorów. Graczyk z jakąś niezwykłą pasją atakuje moralnie i ideowo Krzysztofa Kozłowskiego, Adama Michnika, mnie i moich przyjaciół z dawnej redakcji TP. Mówi w nim m.in., że czeka, żebym ja w końcu doszedł do tego, by wszystko wyznać i jego przeprosić. Nie rozumiem, dlaczego mam coś wyznawać i dlaczego mam przepraszać Graczyka. Za co? Za to, że odmówiłem autoryzacji wywiadu do książki? Odmówiłem tej autoryzacji, kiedy on przesłał mi zapis nagranych przez nas rozmów. Były sformułowane tak, jakby to zrobił oficer SB. Potem w charakterystyce Bortnowskiej zauważyłem podobieństwa metody Graczyka, który najpierw pisze o Halince (to przyjaciółka mojej żony ze szkoły średniej w Toruniu), że była dzielna, walcząca i jakoś pożyteczna dla „sprawy”, a jednocześnie odnotowuje jej działalność, nieudokumentowaną archiwalnie, jako kontaktu operacyjnego SB, czyli funkcję wręcz szpiegowską w nomenklaturze ówczesnego resortu. W wywiadzie dla radia RMF, zamieszczonym w internecie, pozwolił sobie na insynuację, zasługującą na podanie go do sądu. Stwierdził, że istnieje notka esbecka odnotowująca moją odmowę informowania SB z terenu Watykanu. Dodał, że taka notka może oznaczać, że przez wiele lat informowałem o Watykanie SB, a ta notka to zerwanie tego kontaktu.
Jaka jest prawda?
Od 1976 r. byłem członkiem Papieskiej Rady do spraw Laikatu, mianowanym osobiście przez papieża Pawła VI, a potem przez Jana Pawła II. Nie tylko esbecy, ale także moi koledzy i przyjaciele nigdy nie usłyszeli ode mnie nic specjalnego o tym, co się działo w owej radzie na jej sesjach. Proszony w Watykanie, tak jak wszyscy członkowie rady, o opisy sytuacji świeckich w ich krajach, swoje sprawozdania przesyłałem za pośrednictwem kurii krakowskiej. Po dwóch kadencjach owego członkostwa następcą moim został Stefan Wilkanowicz. Wyjazdy do Watykanu, co najmniej dwa razy w roku, związane były ze staraniem się o paszport, co czyniłem w zwykły sposób, stojąc w kolejkach do biura paszportowego z zaproszeniem od kurii rzymskiej. W roku 1976 również kard. Wojtyła wezwał mnie do siebie i poprosił, bym pojechał na kongres Europejskiego Forum Laikatu Narodowych Komisji Apostolstwa Świeckich do Belgii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...