30 lat temu, 31 października 1993 r., zmarł Federico Fellini - reżyser, który stworzył na nowo konwencję języka filmowego, a jego twórczość wpisuje się w absolutny kanon historii kina - powiedziała PAP filmoznawczyni Diana Dąbrowska.
"Dla mnie, jako chłopca, sztuka to było malarstwo" - wyznał Fellini na kilka miesięcy przed śmiercią włoskiej dziennikarce Ricie Cirio dodając, że nie myślał nawet, że zostanie reżyserem.
Federico Fellini urodził się 20 stycznia 1920 r. w Rimini. Jego ojciec handlował towarami kolonialnymi, matka zaś zajmowała się domem. Od dziecka fascynował go cyrk. Jako 18-latek opuścił rodzinne miasto i wyjechał do Florencji. Tam utrzymywał się głównie z pisania i rysowania karykatur, które publikował miejscowy magazyn satyryczny, co też przyniosło mu pierwszą, na razie lokalną, popularność. Stolicę Toskanii szybko jednak zamienił na Rzym, w którym z miejsca się zakochał i związał z tym miastem swoje życie. To właśnie w Wiecznym Mieście poznał Giuliettę Masinę, swoją przyszłą żonę i muzę. Kiedy się poznali, Masina występowała w radiowych skeczach, do których Fellini pisał scenariusze.
Wyjazd do Rzymu bez wątpienia był jednym z ważniejszych momentów w karierze Felliniego, ale prawdziwy przełom nastąpił, gdy poznał Roberto Rosselliniego, który zaprosił go do współpracy nad scenariuszem filmu "Rzym, miasto otwarte" (1945). Nominowany do Oscara dramat wojenny uważa się za początek neorealizmu we włoskim kinie. Współpraca układała się na tyle dobrze, że Rossellini zaprosił Felliniego również do pracy przy następnym filmie - "Paisa" (1946), czyli drugiej części tzw. antyfaszystowskiej trylogii. To właśnie pod wpływem Rosselliniego Federico zrozumiał, że chce zostać reżyserem.
"Rossellini nauczył mnie bardzo dużo, ale chyba najwięcej na płaszczyźnie psychologicznej. () Nauczył mnie, że przedsięwzięcie filmowe, choć z pozoru tak hałaśliwe, o charakterze niemal militarnym, może być kierowane z równym spokojem, z jakim malarz pracuje w swoim atelier albo pisarz nad kartką wkręconą do maszyny" - czytamy w "Fellini. Zawód: reżyser" - cyklu rozmów, które artysta przeprowadził z Ritą Cirio.
W 1950 r. wspólnie z Alberto Lattuadą reżyseruje "Światła variete". Niektórzy uznają to za jego debiut, jednak pierwszym samodzielnym i autorskim filmem Felliniego jest "Biały szejk" (1952) z Alberto Sordim w roli głównej. Reżyser pokazał w nim, w jakim kierunku zmierza jego styl. W "Białym szejku" po raz pierwszy współpracował z Nino Rotą, którego muzyka będzie towarzyszyć wielu kolejnym jego filmom, w tym powstałym rok później obrazie "Wałkonie", który uznaje się za początek najlepszej dekady w twórczości reżysera.
"Biały szejk" i "Wałkonie" potwierdzały nieprzeciętny talent Felliniego. Jednak jego skalę pełniej zdaje się pokazywać nagrodzona Oscarem i Srebrnym Lwem "La Strada" (1954). Film uznawany za jedno z największych arcydzieł reżysera, to opowieść osadzona w klimacie magicznego realizmu. W rolach głównych wystąpili Anthony Quinn i Giulietta Masina. W kolejnych latach powstają filmy "Niebieski Ptak" (1955) i "Noce Cabirii" (1957) - nagrodzony Oscarem dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Przy "Nocach" razem z Fellinim pracował Pier Paolo Pasolini. Obaj panowie popadli jednak w konflikt i Fellini pominął go w napisach, choć to właśnie Pasolini jest autorem większość dialogów.
"Nocami Cabirii" Fellini zamknął pewien artystyczny etap. "Skończyła się faza filmów zbliżonych narracją do powieści, teraz filmy powinny upodobnić się do poezji. Staram się uwolnić moje prace od schematu: opowieść o początku, rozwinięciu i zakończeniu. Chcę, aby były one bardziej jak poemat, z metrum i kadencją" - tłumaczył.
W 1960 r. Fellini nakręcił pierwszy film ze swoim bodaj ulubionym aktorem - Marcello Mastroiannim, któremu na planie partnerowała Anita Ekberg. Mowa oczywiście o nagrodzonym Oscarem za najlepsze kostiumy filmie "Słodkie życie" - powszechnie uznawanym za jedno z największych arcydzieł światowej kinematografii. Scena, w której filmowa Sylvia (Ekberg), kąpie się w rzymskiej fontannie, stała się jedną z najsłynniejszych w dziejach kina. "Dzięki +Słodkiemu życiu+ znalazłem się w sytuacji idealnej, zupełnie jakby jakaś dobra wróżka spełniła moje trzy życzenia, będące w gruncie rzeczy jednym: móc pracować, nie tracić czasu na zdobywanie funduszy oraz samemu czuwać nad całością tego, co robię" - wspominał reżyser w książce "Ja, Fellini" autorstwa Charlotte Chandler.
Wspominając po latach współpracę z Mastroiannim reżyser wyznał: "Marcello pod względem profesjonalnym, ale także psychologicznym jest dla mnie aktorem idealnym". Felliniemu odpowiadało, że jako aktor dał mu się prowadzić, przejawiając przy tym daleko idące zaufanie. Co ciekawe niewiele brakowało, by Mastroianni nie tylko w "Słodkim życiu" nie zagrał, ale by film w ogóle nie powstał. Producent Dino De Laurentiis wycofał się bowiem z przedsięwzięcia po tym, jak Fellini odrzucił jego pomysł z obsadzeniem w głównej roli Paula Newmana. Dla Felliniego rozpoczęcie pracy z jednym producentem, a kończenie jej z zupełnie innym nie było żadną nowością, jak wspominał reżyser, działo się to bardzo często. Nie przestraszył się więc i ostatecznie postawił na swoim. De Laurentiisa zastąpił Angelo Rizzoli, a dzisiaj trudno wyobrazić sobie ten film bez Mastroianniego. "Sądzę, że mam pewne wyczucie, nie mówię doświadczenie, przy ocenie fotogeniczności, która rzuca się w oczy natychmiast" - wyznał reżyser.
Następny wielki film Fellini nakręcił w 1963 r. i ponownie zagrał w nim Mastroiannim - mowa o "Osiem i pół", ostatnim czarno-białym dziele reżysera. "To film o kondycji artysty, reżysera. Genezą tego filmu, przynajmniej to, o czym opowiada sam Fellini, choć nie zawsze można mu wierzyć, był jego kryzys twórczy, który doprowadził do powstania tego arcydzieła. To też jest bardzo symptomatyczne" - oceniła italianistka Anna Osmólska-Mętrak. Grany przez Mastroianniego Guido - reżyser filmowy przeżywający okres niemocy twórczej - to alter ego reżysera. "Jako pierwszy na dużą skalę pokazał na ekranie w sposób bardzo przejmujący, czasami kontrapunktowy żywot artysty i reżysera" - powiedziała PAP Diana Dąbrowska. "Fellini tym filmem nadał reżyserskiej profesji rangę, jaką do tej pory cieszyli się tylko kapłani sztuk tradycyjnych" - ocenił z kolei krytyk filmowy Michał Oleszczyk.
"Osiem i pół" nagrodzono Oscarami za najlepszy film nieanglojęzyczny i za kostiumy. Jedno z najważniejszych dzieł w historii kina powstawało w zasadzie bez scenariusza, na który składały się luźno powiązane epizody balansujące na granicy snu i rzeczywistości. Takie podejście do tworzenia filmu stało się typowe dla kinematografii Felliniego, który wraz z kolejnymi filmami coraz bardziej odchodził od tradycyjnego kręcenia filmu w oparciu o scenariusz. "Moje scenariusze, poza tymi, które napisałem zanim zostałem reżyserem, nie są literacko sugestywne, są to coraz częściej notatki dla mnie, a od pewnego czasu nie istnieje już scenariusz jako taki" - ocenił w rozmowie z Cirio.
Dla Felliniego ważny był efekt wizualny. "Moje scenariusze to archiwum fotograficzne" - mawiał. Fellini myślał obrazem, podczas pracy nad filmem kluczowe było dla niego odpowiednie operowanie światłem. "Światło jest prawdziwym sekretem filmowej ekspresji, jest uczuciem, określeniem, stylem i naprawdę możesz nim zmieniać i przekształcać rzeczy. (). Światłem możesz zmienić wszystko: matową, ociężałą, nieruchomą twarz możesz uczynić fascynującą dzięki przestawieniu zaledwie jednej lampki" - mówił w rozmowie z włoską dziennikarką.
Pierwszym pełnometrażowym i kolorowym filmem jest "Giulietta i duchy" (1965) z Masiną w tytułowej roli. Fellini sięgnął w nim po wyrafinowaną estetykę baroku i secesji, którą nasycił intensywną paletą barw. W kolejnych latach powstają takie dzieła, jak "Satyricon" (1969), "Rzym" (1972), "Amarcord" (1973), "Miasto kobiet" (1980) oraz "Ginger i Fred" (1986). Są to najważniejsze filmy "kolorowej" twórczości reżysera.
W "Rzymie" Fellini maluje portret Wiecznego Miasta poprzez pryzmat własnej, poetyckiej wizji. Na obraz składają się rozgrywające w różnych latach epizody, począwszy od lat trzydziestych po początek siedemdziesiątych. "Huśtawka wspomnień, rzeczywistości, fantazji" - mówił reżyser o swoim filmie. Z kolei "Amarcord" - nagrodzony Oscarem dla najlepszego nieanglojęzycznego filmu - to nostalgiczny obraz Rimini. Film, którym reżyser mówi o sobie najwięcej.
Obok dzieł wybitnych i dość powszechnie znanych, Fellini nakręcił również filmy nieco mniej znane, ale również warte wspomnienia. Są nimi m.in. "Klauni" (1970), czy skandalizujący "Casanova" (1976) z Donaldem Sutherlandem w tytułowej roli oraz "Próba orkiestry" (1978), "A statek płynie" (1983) czy "Wywiad" (1987).
W 1993 r., niedługo przed śmiercią, Felliniego nagrodzono Oscarem za całokształt twórczości. "Mamy do czynienia z twórczością, która wpisała się w absolutny kanon historii kina. Jego wpływ na światowe kino jest nie do przecenienia. Felliniego wymienia się jednym wśród takich wielkich twórców, jak Bergman, Kurosawa czy Godard" - oceniła Dąbrowska. "Stworzył na nowo konwencję języka filmowego" - podsumowała filmoznawczyni.
Artysta zmarł 31 października 1993 r. w Rzymie.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.