Czyli roczne podsumowania w kulturze czas zacząć.
Pretekstem może być chociażby dzisiejsze wydanie tygodnika „Polityka”, bo oto dostajemy w nim dziesiątki najlepszych filmów, seriali, książek, gier, komiksów itd.
Mnie, z racji naszego portalowego cyklu Filmy wszech czasów, oczywiście najbardziej interesuje kino. Co z premier roku 2023 mogłoby się nadawać na naszą listę? Zwłaszcza, że ostatnie lata nas nie rozpieszczały. Streamingowo-serialowa, popandemiczna rewolucja wywróciła świat filmu do góry nogami, a to co trafiało do kin, to… szkoda godać.
Jeśli pojawiało się w nich coś godnego uwagi, to były to raczej tzw. małe arcydzieła. Filmy o niższych budżetach spod znaku kinematografii narodowych. Natomiast Hollywood kompletnie nie potrafiło sobie poradzić w zaistniałej sytuacji.
Fabryka snów próbowała uszczęśliwiać kinomanów kolejnymi „komiksami”, ale oglądalność kina superbohaterskiego leciała na łeb, na szyję.
Wielkie gwiazdy? Wielkie produkcje? Tak naprawdę udało się tylko z „Top Gun: Maverick”, ale jednorazowa, udana powtórka z rozrywki, wiosny jeszcze nie czyni, co potwierdził inny, tegoroczny już film z Tomem Cruise’m, czyli „Mission: Impossible - Dead Reckoning Part One”, gdzie imponujący jest tak naprawdę chyba tylko dłuuugi tytuł.
Ale jesteśmy już w bieżącym roku. Roku klęski Indiany Jonesa i triumfu „Barbie” (dwa miesiące „zahaczyłem” o te filmy w felietonie „Już tylko podcasty”), więc pomyślmy co jeszcze mieliśmy w tym roku na naszych kinowych ekranach.
„Oppenheimera”? No tak. Ale to nudny jak flaki z olejem Nolan. Kto widział jeden jego film, widział już wszystkie. Ma swoich fanów (wyznawców!), ale jeśli ktoś taki jest postrzegany jako współczesny arcymistrz i ktoś kto ma zbawić kino, to… nie najlepiej świadczy to o obecnej kondycji kina.
Zostaje więc dwóch innych – faktycznych – arcymistrzów: Ridley Scott i Martin Scorsese.
Ten pierwszy nie poradził sobie niestety z „Napoleonem”, choć… kto wie? Do kin trafiła przecież przemontowana, mocno skrócona wersja, a ta właściwa, reżyserska, 4-godzinna, czeka w streamingu. Więc wciąż jest nadzieja.
A Scorsese? Zostawił nas w tym roku z filmem wielkim („Czas krwawego księżyca”), ale niestety nieco przyciężkim. Poprawnym, na ważny temat, bardzo dobrze zagranym, a jednak bez iskry. Bez tego czegoś co porywa, zachwyca i sprawia, że chce się jakiś film oglądać jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz...
Szkoda.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.