Zawsze przerażał i fascynował. W średniowieczu powstała nawet sekta millenarystów, twierdzących, że znają moment końca świata.
Gdy jakiś Ślązok chce po śląsku powiedzieć, że dzieje się coś niezwykłego, to mówi przykładowo: Z tymi ślimokami we zogrodzie to je latoś koniec świata. Dyć one zarozki zeżerom nom cołki szałot! Tak więc użycie określenia „koniec świata” jest tutaj zastosowane na nazwanie rzeczywistości niecodziennej, niezwykłej i trudnej do wyobrażenia i zaakceptowania. I właściwie nie wiadomo, o jaki koniec świata tutaj chodzi?
Czy o moment w czasie – czyli ostatnią chwilę istnienia świata tuż przed Sądem Ostatecznym, czy też o jakieś miejsce w przestrzeni geograficznej – czyli o fragment ziemi na skraju naszego świata, za którą już nie ma nic.
Koniec świata zawsze przerażał i fascynował zarazem. Przykładowo w średniowieczu powstała nawet sekta millenarystów i herezja o nazwie millenaryzm. Ich błędnowierstwo polegało na tym, iż twierdzili, że znają moment końca świata, a przecież zna go tylko Bóg. Zresztą każdy rozsądny człowiek wie, że rozważanie końca świata jest dla niego czysto teoretyczne, bo dla poszczególnych ludzi końcem świata będzie indywidualna śmierć, więc po co tu dzielić włos na czworo!
O ile więc próba wyznaczenia czasowego końca świata mogła skończyć się dawniej oskarżeniem o millenaryzm, to działania zmierzające do znalezienia przestrzennego końca świata były uważane za zajęcia godne podziwu. I tym się zajmowali podróżnicy, astronomowie, geografowie, geometrzy, kartografowie i ogólnie ciekawi świata ludzie nauki.
W końcu więc dawni Europejczycy wyliczyli i ostatecznie wyznaczyli koniec świata, poza którym, jak opowiadano, były już tylko smoki, bezkresny ocean i piekielne czeluście. Tym końcem świata okrzyknięto miejscowość w północno-zachodniej Hiszpanii. Z tego powodu otrzymała ona nazwę łacińską – Finisterrae, czy hiszpańską – Fisterra. A znaczy to –„koniec świata”.
Te średniowieczne wyliczenia zostały potwierdzone przez dzisiejszą naukę i Fisterra jest najbardziej wysuniętym na zachód przylądkiem Europy.
Miałem okazję być na tym europejskim końcu świata i co najbardziej tam fascynuje, to rozszalałe fale Oceanu Atlantyckiego, piękne skaliste wybrzeże i duża ilość krzyży, jakimi ludzie wyznaczyli ten koniec swojego chrześcijańskiego świata.
Siedząc więc sobie w hiszpańskie Fisterra, zastanawiałem się na temat mojego śląskiego końca świat. I myślę, że wcale nie jest nią symboliczna już granica między Śląskiem i Zagłębiem. Myślę, że „końcem świata” są niepożyteczne dla śląskiej kultury działania nas wszystkich, ale głównie śląskich parlamentarzystów i samorządowców, regionalnej rzekomo telewizji, śląskich rozgłośni radiowych czy jakoś śląskich gazet. Mam wrażenie, że podejmowane działania Ślązoków są często daleko spoza naszego śląskiego końca świata. Poza którym - jak mawiano dawniej - są już tylko smoki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |