Czyli być lobbystą. Jak to właściwie jest?
Pewnie i główny bohater niniejszego filmu chciałby to wiedzieć. Bo choć podaje się za człowieka wpływowego, mogącego załatwić absolutnie wszystko, nikt nie traktuje go poważnie.
Przemierza więc dalej nowojorskie ulice, poluje na osoby z towarzystwa, zagaduje, wkręca się na imprezy, niby przypadkiem wpada na kogoś w kawiarni… Niestety. Dalej nic.
Ale do czasu, bo któregoś dnia uda mu się nawiązać kontakt z niezbyt orientującym się jeszcze w politycznych realiach młodym, izraelskim parlamentarzystą, który trzy lata później zostanie premierem Izraela.
I tu nasz bohater (grany przez Richarda Gere’a) wreszcie wdrapuje się na szczyt. A może to też tylko mu się wydaje?
Niemożliwe! Przecież premier serdecznie go powitał na jednym ze spotkań. Padli sobie w ramiona. Wciąż pamiętał też sympatyczny gest Normana (kupno butów), a teraz poprosił go (poprosił?) o załatwienie synowi miejsca na Harvardzie.
Norman dwoi się i troi, i miejsce załatwia (wpływowi ludzie widzieli, że z premierem jest za pan brat, więc może rzeczywiście ten Norman to nie byle kto?). Ale osoby z najbliższego otoczenia zaczynają mieć wątpliwości. Zaczynają odcinać Normana od premiera. Odrzucają jego prośby o spotkania. Nie odbierają telefonów. Co zrobi Norman?
Film to fascynujący. Kapitalnie zrealizowany i wciągający. I wreszcie zrobiony z rozmachem na jaki jego reżyser, Joseph Cedar, zasługuje. Jego wcześniejszy „Przypis” z 2011 zgarnął nagrody na festiwalach w Cannes i Berlinie, ale było to typowe, kameralne kino izraelskie. Świetna historia, minimalny budżet, więc mało kto poza kinofilami z kin studyjnych oglądał tę produkcję. A szkoda.
Nakręcone w 2016 roku „Wzloty i upadki Normana”, to już kino amerykańskie. Proszę tylko zobaczyć kto jest w obsadzie, poza wspomnianym już Richardem Gere’em. Steve Buscemi, Michael Sheen, Charlotte Gainsbourg, Harris Yulin, Hank Azaria… A to naprawdę nie wszyscy znani, czy rozpoznawalni artyści, którzy przewijają się tu na ekranie.
Ale jest i Lior Ashkenazi, który w „Przypisie” kapitalnie zagrał Uriela Shkolnika. Tu znów tworzy świetną kreację, właśnie premiera Izraela. Człowieka dla którego to co polityczne miesza się z tym co religijne, a to co prywatne…
Ale tu już zbyt wiele bym zdradził. To już trzeba zobaczyć samemu.
*
Film miał niedawno swoją telewizyjną premierę w stacji Film Cafe i wkrótce zostanie tam powtórzony: w czwartek 7 listopada o 22:05 oraz w sobotę 9 listopada o 12:05.
On-line można go oglądać w iTunes i Amazon Prime Video.
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów