Ida

Pierwszy polski obraz nagrodzony Oscarem dla najlepszego, nieanglojęzycznego filmu - chociażby z tego powodu warto „Idę” umieścić w naszym zestawieniu filmów wszech czasów. Ale przecież nie jest to powód jedyny.

Gdy tegoroczne Nagrody Akademii zostały rozdane, czeski krytyk filmowy Kamil Fila zażartował, że „Ida” po prostu musiała zostać uznana za najlepszy, zagraniczny film, gdyż tak właśnie Amerykanie wyobrażają sobie kino europejskie. Ma być czarnobiałe, depresyjne i dotyczyć problemów z przeszłości. Dodał jednak, że nakręconemu w 2013 roku przez Pawła Pawlikowskiego filmowi nie można niczego zarzucić. „Jest perfekcyjnie zrobiony. Zawiera w sobie wszystko to, co kiedyś było znakiem rozpoznawczym polskiej kinematografii” – mówił Fiala w Aktuálně.TV.

Rzeczywiście, kiedy ogląda się „Idę”, odnosi się wrażenie, że nie jest to film powstały w XXI wieku, ale jedno z klasycznych dzieł polskiej szkoły filmowej. Nieprawdopodobne, w jaki sposób Pawlikowskiemu udało się odtworzyć tamtą estetykę, nastrój…

Zachwyca przede wszystkim wizualna strona filmu. Tu przecież każdy kadr jest przemyślany, skomponowany w taki sposób, że jego reprodukcję można by zawiesić w galerii. To czego dokonali operatorzy Łukasz Żal i Ryszard Lenczewski także zasługiwało na oscarową statuetkę. W ich przypadku skończyło się jednak tylko na nominacji.

Tytułową bohaterką filmu jest zakonna nowicjuszka, która przed złożeniem ślubów (na polecenie siostry przełożonej), opuszcza klasztorne mury i jedzie w odwiedziny do swojej ciotki, Wandy Gruz, której nigdy przedtem nie widziała. Podczas wizyty wychodzi na jaw, że Ida urodziła się w żydowskiej rodzinie. Jej rodzice zostali zabici w czasie wojny przez jednego z ukrywających ich ludzi, a ją, jako niemowlę, oddano siostrom zakonnym na wychowanie.

„Jednym z zasadniczych pytań tego filmu jest kwestia nierozliczonej odpowiedzialności Polaków za współudział w zabijaniu Żydów” – pisał Andrzej Grajewski w tekście Problem z "Idą". Pojawia się też sprawa procesów sądowych z czasów stalinowskich (ciotka bohaterki to była prokurator, biorąca udział w tych pokazowych, sfingowanych rozprawach). Oczywiście, wszystko to w filmie jest poruszone, zasygnalizowane, ale myślę, że błędem byłoby rozpatrywanie „Idy” wyłącznie w kategoriach kina historycznego. Wszak praktycznie każda scena ma tutaj także wydźwięk metaforyczny. Cała opowieść nosi zaś znamiona inicjacyjnej.

Przebywająca w klasztorze Ida jest jak dziecko. Zaczyna dorastać dopiero w momencie wyjścia z zakonu. Do tej pory wszystko było dla niej łatwe, proste, zrozumiałe. Klasztorne, uporządkowane reguły - przejrzyste i logiczne. W chwili zetknięcia się ze światem zaczynają się jednak problemy, a co za tym idzie refleksje. Nad ludzką naturą, złem, śmiertelnością, własną tożsamością, budzącą się seksualnością…

W filmie bohaterka grana przez Agatę Trzebuchowską, a to zejść musi po nieprawdopodobnie krętych schodach,  a to znowu idzie tunelowatym korytarzem, przypominającym labirynt – wszystko to momenty symboliczne. Niemalże mityczne. Ilustrujące odwieczne ludzkie błądzenie, poszukiwanie.

W pewnym momencie Ida ma już dość wszystkiego. Podchodzi do okna i zawija się w firankę, niczym w kokon. Jakby chciała stać się gąsienicą (powrócić do fazy wcześniejszej. Klasztornej. Dziecięcej. Embrionalnej). Ale firanka się urywa. Powrotu nie ma. Trzeba zmierzyć się ze światem. Z tym kim się jest. Kim chciałoby się być.

Finałowy, nerwowy marsz bohaterki i filmująca go, trzęsąca się kamera, świetnie ilustrują jej wewnętrzne mętlik, konflikt, chaos. Co się z niego wyłoni? Na to pytanie odpowiedzieć musimy sobie sami. I to każdego dnia.

***

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości