Oj, jak pięknie żyć

Ze Stanisławą Celińską o trzymaniu się torów, cygańskiej duszy i cudach rozmawia Barbara Gruszka-Zych.

Stanisława Celińska – jedna z najwybitniejszych aktorek teatralnych i filmowych, śpiewających piosenkę aktorską. Jako jedyna z polskich aktorek publicznie przyznała się do alkoholizmu.

Barbara Gruszka-Zych: Co to jest szczęście?
Stanisława Celińska: – Nie dać się wybić z torów. Ktoś może powiedzieć: „Wypadła pani kiedyś z torów. Piła pani i źle wychowała dzieci. Straciła pani tyle ról. Była pani piękna, a teraz jest stara i gruba”. Na tym polega moje szczęście, że takie słowa nie wyrzucają mnie na bok. Wiem, że nie ma sensu wypaść jeszcze raz.

Kiedyś powiedziała Pani, że gra dla Boga.
– Któryś z biografów Bacha napisał, że ten kompozytor tworzył dla Boga. To bardzo wysoki adres, ale podnosi poziom. Też mi się zdarza grać dla Boga. Jeśli przed spektaklem nie zdążę się przeżegnać, to robię to w jego trakcie. Bo Bóg jest dla mnie najważniejszy. To szczyt piramidy. Mój wspaniały dziadek Antoni Łysakowski herbu Leliwa mówił swojej żonie i córce: „Najpierw kocham Boga, potem ojczyznę, a potem was”. Po dziadku podobno bardzo dużo odziedziczyłam, choć nigdy go nie poznałam.

Ale to babcia zaprowadziła Panią do kościoła, gdzie odkryła Pani teatr.
– Kiedy miałam trzy latka, babcia Janina, macocha mojej mamy, po raz pierwszy zaprowadziła mnie na Mszę. To była niezwykła osoba, pełna temperamentu, ale też niezłomnej wiary i odwagi. W obozie w Ravensbrück za plecami hitlerowca, który mógł w każdej chwili się odwrócić, przebiegła z kolejki śmierci do tej, w której stali skierowani do pracy. Kiedy miałam wątpliwości co do istnienia Boga, ona mówiła, że po prostu wierzy i koniec. Nie było dyskusji. Podczas tej Mszy zafascynowała mnie oprawa liturgii – ornat księdza, sztandary, kadzidło. To wszystko przypominało teatr. Było pełne kolorów, nie tak szare jak nasza ulica Stalowa w powojennej Warszawie. Potem chodziłam w procesji i sypałam kwiatki. Religii uczyła mnie wspaniała siostra szarytka. Kiedy miałam 7 lat, to ona zachęciła mnie do grania Anioła i Heroda w bożonarodzeniowej szopce.

Dobry wstęp do pracy aktorskiej.
– Zagrałam Heroda, bo miałam niski głos, a wszyscy chłopcy piszczeli. W pierwszej części byłam grzecznym Aniołem z bardzo długimi, rozpuszczonymi włosami. W przerwie babcia z mamą wpadały za kulisy, podpinały mi włosy i pomagały wkładać szatę Heroda. Potem darłam się na scenie, aż maluchy płakały ze strachu.

Po latach u Warlikowskiego gra Pani rabina, a w swoim monodramie – Hioba. Czy płeć ma jakieś znaczenie?
– Ważne, co aktor potrafi unieść. Najważniejsze, by znalazł swój temat. Swinarski obsadził w „Dziadach” Jerzego Trelę jako Konrada, bo znalazł w nim temat „Polski”. We mnie nowy temat odkrył Warlikowski. Wydawało mi się, że w wieku 51 lat nie uda mi się zagrać kobiety z peep-show. Ale u niego spróbowałam, dostałam za to nagrody i gram już ponad 10 lat.

Niesie Pani w sobie wiele tematów, nawet temat serialowy.
– Niestety, „Samo życie” się kończy. Moja postać Janiny – matki synów – była mądra. Zresztą „Alternatywy 4” Stanisława Barei z minionej epoki nie tylko bawiły, ale pokazywały kawałek tamtej prawdy i stały się filmem kultowym.

Wydaje się, że umie Pani zagrać wszystko.
– Kiedy jestem zmęczona dramatem, to gram coś komediowego albo śpiewam. Ostatnio recital „Piękny świat” oparty na poezji Haliny Poświatowskiej i innych poetów. I „Księgę Hioba” w tłumaczeniu Miłosza, połączoną z „Trenami” i „Pieśniami” Kochanowskiego.

Kobieta daje tam głos Panu Bogu.
– Staram się mówić głosem ciepłym, mądrym, pełnym miłości i stanowczym, bo takie cechy ma Bóg, którego sobie wyobrażam. Premiera tego monodramu wypadła w dniu pogrzebu ks. Popiełuszki w „Piwnicy” Wandy Warskiej. Ostatnio, kiedy go wznowiłam, okazało się, że ks. Jerzy będzie beatyfikowany. Taki zbieg okoliczności!

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości