„Zbrodnie i wykroczenia” to chyba najbardziej ponury film Woody Allena. Są w nim elementy komedii, ale raczej autoironiczne, opisujące pozycję reżysera w kinie światowym. Ważniejszy zaś jest dramat, wizja świata.
Doktor Judah Rosenthal jest szanowanym okulistą i filantropem. Fundatorem kilku oddziałów jednego z nowojorskich szpitali. Nie jest jednak całkowicie uczciwy ani wobec szanującej go społeczności - malwersacje finansowe - ani wobec kochającej rodziny - ma kochankę. Gdy Dolores zaczyna go szantażować postanawia rozwiązać problem raz na zawsze.
Istnienie Boga, a przynajmniej założenie jego istnienia, nakłada na czyny ludzkie wyższą perspektywę. Instancję oceniającą, sprawiedliwą i uczciwą. Judah jest co prawda ateistą, ale wychowanym w żydowskiej tradycji religijnej. Jego czyny i decyzje przekonują go o istnieniu sumienia. Laicyzm nie wyklucza moralności.
Co jednak znaczy sama moralność laicka, bez Boga, w opisanej wyżej roli, i ludzkiej choćby sprawiedliwości? W toku śledztwa nikt nie powiąże doktora z morderstwem. Wyrzuty sumienia z czasem się ulotnią. Nie wskażą winnego. Zbrodnia pozostanie bez kary. Cała sprawa ulegnie zapomnieniu, roztopi się w czasie.
W filmie pojawia się postać tracącego wzrok Rabina. Jego ułomność jest metaforyczna. Nie widzi on otaczającego, realnego świata oraz występujących w nim pułapek, w które może wpaść człowiek. Także z powodu własnych słabości. Ben może dzięki temu żyć w świecie własnych przekonań, gdzie wszystko jest proste i jednoznaczne. Wybory moralne są oczywiste.
Nie przypadkiem Judah jest okulistą. Dostrzega niuanse, szarości. Widzi, że świat nie jest czarno – biały. Wybory stojące przed człowiekiem – niełatwe. Łatwo podjąć decyzję błędną, za którą trzeba będzie płacić całe życie. Konsekwencje wyboru właściwego są podobne.
Świat tymczasem jest pozbawiony kompasu zarówno moralnego, jak i intelektualnego. Ludzie spotykają się na przypadkowych randkach w ciemno, po czym się poniżają (co spotyka Barbarę, siostrę Cliffa). Za wielki i twórczy umysł uważany jest Lester – producent sitcomów. Na niego spadają wszelkie splendory. Artysta poruszający ważne problemy doceniany jest przez garstkę znawców, otrzymuje mało istotne wyróżnienia, nie jest powszechnie znany. O czas antenowy w telewizji (kreującej przecież gusta) dla prawdziwie wielkich umysłów trzeba walczyć i liczyć w tej materii na szczęście. Piękne kobiety (jak Halley) przedkładają przystojnych i bogatych (Lester) nad ambitnych i inteligentnych (Cliff).
Wszystko jest dwuznaczne. Nawet filantropia i optymizm. Potencjalny autorytet, zachwycający mądrością i optymizmem pomimo utraty całej rodziny w Holocauście, profesor Levy popełnia samobójstwo. Jego zdaniem świat należy do człowieka. Tylko on może nadać sens swemu istnieniu. Stworzyć samego siebie poprzez swoje wybory moralne. Ludzie w grupie, rodzinie, mogą chronić się wzajemnie przed złem, dawać sobie radość poprzez wzajemną miłość. W ponurym świecie, którym nie może opiekować się ślepy Bóg nikt tego nie robi. Jaki jest więc cel trwania?
Nie ma tu wiele optymizmu, ani nadziei. Prawda i celność tej wizji świata jest wielka. Wnioski nie są optymistyczne. Po obejrzeniu tego filmu można nabrać ochoty na to by – jak profesor – wyskoczyć przez okno lub bić głową w ścianę. Ja jednak wolę ciągle od nowa i po raz kolejny oglądać ten film. Jest wspaniały. Wielka sztuka, sama w sobie, też może chronić przed przygnębieniem.
***
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.