O końskim ogonie na koloniach, różowym zeszycie i małżeństwie z góralem z Otylią Trojanowską ze Studzionki, finalistką konkursu „Ślązok nad Ślązokami 2011”, rozmawia ks. Roman Chromy.
Przygotowanie do konkursu to mozolna praca.
– Po pierwszych dwóch konkursach dostałam skrzydeł. Tematy same przychodziły do głowy. W układaniu tekstów nikt mi nie pomaga. Prezentowany w konkursie monolog najpierw układam sobie w myślach. Potem, któregoś wieczoru, siadam w kuchni przy stole i spisuję go w różowym zeszycie. Wtedy muszę być sama, bo mówię tekst na głos. Najgorsze jest to, że trzy dni przed tegorocznym konkursem na „Ślązoka nad Ślązokami” zgubiłam mój zeszyt. Na szczęście monolog znałam już na pamięć.
W 2009 r. miała Pani już nie startować w konkursie „Po naszymu, czyli po śląsku”.
– Przez trzy kolejne lata dostawałam się do półfinałów. To mi wystarczało. Nigdy nie zależało mi na rozgłosie ani na rywalizacji. Start w konkursie był dla mnie wielkim wyróżnieniem. Spotkałam jego organizatorkę Marię Pańczyk-Poździej i wspaniałych profesorów: Dorotę Simonides, Helenę Synowiec, Jana Miodka i ks. Jerzego Szymika.
Nadszedł jednak 2009 rok.
– Słyszałam w Radiu Katowice ogłoszenia o kolejnym konkursie. Mówiłam sobie: „Mam już to za sobą”. Ale po głowie chodziła mi historia o moim małżeństwie. Wtedy mąż obchodził 60. urodziny. Byliśmy 37 lat po ślubie.
Zrobiło się Pani żal?
– No właśnie. Niestety, mijał termin zgłoszenia. Niewysłaną kartkę z moimi danymi przechowuję do dziś.
A jednak pojawiła się Pani na konkursie.
– Akurat przyjechała do mnie córka. Mówię jej: „Wiesz co, Sylwia, mogłam pojechać na ten konkurs. Ale kartka zgłoszeniowa nie dojdzie już na czas. Pojadę tylko posłuchać innych”. Wtedy córka zgłosiła mój udział esemesem. Błyskawicznie otrzymałam potwierdzenie. Podczas przesłuchania opowiedziałam monolog o moim małżeństwie z Piotrem. Prof. Miodek zapytał mnie krótko: „Czy to była prawdziwa historia?”. „To moje życie” - odpowiedziałam.
Tak znalazła się Pani w gronie 15 połfinalistow kolejnej edycji konkursu.
– Pojechałam do radia z koleżanką z naszego zespołu. Mąż akurat sadził tuje wokół domu. Znów opowiedziałam o moim małżeństwie. Jury nie zadawało mi już żadnych pytań. Kiedy wracaliśmy do domu, moja koleżanka powiedziała: „Tilka, dostaniesz się do finału”.
O czym Pani opowiadała jury?
– Chyba po raz pierwszy tak szeroko otworzyłam moje serce przed obcymi ludźmi. Nikt wcześniej mojej historii małżeńskiej nie słyszał. Wzruszałam się, wspominając o sprawach, których można by się wstydzić – „małych zakrętach małżeńskich”, biedzie. Bo po ślubie były momenty, gdy brakowało nam pieniędzy. W ciągu 8 lat urodziły nam się cztery córki...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...