To jedna z najmniejszych gmin w Polsce. Ma jednak w swej historii wielkie „przedtem” i równie ciekawe „teraz”.
Poprad błękitną wstęgą dzieli Rytro mniej więcej na pół. Nad rzeką leżą jeszcze białoszare kawały lodowej kry jak karty starej księgi, z której odzywa się szumem odległa historia gminy, południowych rubieży Polski i przygranicznego sąsiedztwa, niegdyś z Węgrami, a dziś ze Słowacją.
Romantyczne ruiny
Z której bądź strony wjeżdżałoby się do Rytra, uwagę przyciąga stromy stożek nad rzeką, strzelający w górę kamienną basztą, resztkami murów i biało-czerwoną flagą dumnie powiewającą na wietrze. To zamek – strażnik szlaku handlowego z Węgier do Polski, w którym mieściła się też komora celna. Pamięta on m.in. Piotra Wydżgę herbu Janina, właściciela warowni z I poł. XIII wieku. Potem zaś króla Władysława Łokietka, który w 1312 roku nadał starosądeckim klaryskom przywilej pobierania myta od kupców przechodzących przez rycerską stróżę. Zamkiem włodarzył też Piotr Ryterski herbu Topór, który walczył z Jagiełłą pod Grunwaldem i został nawet mianowany wychowawcą jego najstarszych synów. To wówczas, w XIV wieku, zamkowa góra gościła Władysława Łokietka, jego córkę Elżbietę, żonę Karola Roberta, króla Węgier, Kazimierza Wielkiego i królową Jadwigę. Z czasem zamek popadał w ruinę, a ostatecznie zniszczyły go wojska Rakoczego.
Malownicze resztki zamku nie przestały jednak mówić. Romantycy, szukając tu poetyckich natchnień, wskrzesili stare legendy, jak ta o Maćku, co nie chciał oddać beczki z pieniędzmi i został porwany przez diabła, albo o rycerzu Piotrze, którego lud przeklął za to, że mu do budowy zamku wszystkie krowy zabrał, a wszystkimi jajkami, jakie mieli kmiecie, umacniał murarską zaprawę. W bliższych nam czasach, bo przed II wojną, Rytro było znanym letniskiem, które odwiedzali dramatopisarz Michał Bałucki, entomolog Fryderyk Schille, Ignacy Daszyński i Józef Piłsudski, generał Wieniawa-Długoszowski oraz znany malarz Edmund Cieczkiewicz.
We live here
Wychowanym na dawnym kanonie lektur szkolnych Rytro i okolica zapisały się w pamięci dzięki Marii Kownackiej. Przyjeżdżała tu na wakacje. Urzekły ją beskidzka przyroda i opowieści górali. „Urodził się w nieprzebytych gąszczach stoku góry Radziejowej, tam, gdzie opada ona gwałtownie ku huczącym po kamieniach w dole Małej i Dużej Roztokom Ryterskim. Piękna i bujna była jego górzysta ojczyzna. Ale on wcale o tym nie wiedział. Nic dziwnego: był przecież tylko małym, upstrzonym jasnymi plamkami koziołkiem na patykowatych nóżkach” – tak rozpoczyna się opowieść o jednym z najsłynniejszych koziołków w historii polskiej literatury dla dzieci – Rogasiu z doliny Roztoki.
Autorka pozostawiła też wzruszające świadectwo o położonej najwyżej w górach szkole na Kordowcu. Dziś już nie istnieje, ale pozostało po niej opowiadanie „Szkoła nad obłokami”. Kownacka ma w Warszawie swoją izbę pamięci, ale chyba najpiękniejszym jej pomnikiem jest Rytro i okolice. Gmina, dzięki Tadeuszowi Wieczorkowi, pod patronatem Popradzkiego Parku Krajobrazowego i nadleśnictwa, upamiętniła pisarkę i Rogasia specjalnym szlakiem, który wiedzie z Wielkiej na Małą Roztokę, przez Baniska, gdzie dość łatwo można spotkać się oko w oko ze zwierzyną płową, a może nawet potomkami słynnego Rogasia.
Przyroda jest bogactwem gminy. Podmokłe łąki, źródliska, oczka wodne są tutaj ostoją wielu rzadkich i ginących płazów i gadów. Dla ich ochrony powstał park ekologiczny z inicjatywy samorządu i stowarzyszenia Greenworks. Turyści, idąc specjalną ścieżką, mogą obserwować żaby, ropuchy, jaszczurki, traszki i węże, poznając je dzięki tablicom informacyjnym, na których obiekty obserwacji mówią nawet po angielsku: „We live here”.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...