publikacja 30.11.2013 17:40
– Lekarz popotrzył na dwuletniego Józusia, i rzekł: pewnikiem coś zjodł – opowiadał Kazimierz Tischner. – Dał mu więc lek na przeczyszczenie. Ale mama nie zdążyła mu tego podać, bo Józuś stracił przytomność.
Kazimierz Tischner wspominał radosne i bolesne chwile spędzane z bratem Marta Woynarowska /GN
W Miejskiej Bibliotece Publicznej odbył się wieczór poświęcony pamięci ks. prof. Józefa Tischnera z udziałem jego najmłodszego brata Kazimierza oraz Wojciecha Bonowicza, redaktora „Tygodnika Powszechnego”, autora książek o kapelanie „Solidarności”.
Prowadzący spotkanie Wojciech Bonowicz rozpoczął je od rozważań na temat kondycji autorytetu we współczesnym świecie. – Kwestia autorytetu jest jedną z bardziej palących spraw w dzisiejszej kulturze – zauważył Wojciech Bonowicz. – Konstrukcja naszej współczesności raczej sprzyja kwestionowaniu i podważaniu wszelkich autorytetów. Jej cechą jest pewna płynność, polegająca na nie przywiązywaniu się ludzi do niczego na stałe. Nie posiadają jednego autorytetu, będącego odniesieniem, ale dokonują chwilowych wyborów w oparciu o rozmaite porządki wartości. My jednak i przypuszczam, że również państwo, potrzebujemy takich ludzi–znaków, którzy coś nam powiedzą o naszej własnej sytuacji, którzy wnoszą istotny wkład w kulturę. Takim człowiekiem według mnie bez wątpienia był i jest ks. Józef Tischner – odpowiadał Bonowicz. – Z jego nauki, pism można nadal wiele zaczerpnąć i podglądnąć. Autor „Kapelusza na wodzie” zwrócił uwagę na pewną postawę, którą przyjmował ks. Tischner – rolę wychowawcy, pojmowanego na sposób sokratejski. Wychowawca ma tylko wydobyć to, co jest w uczniu, ma niejako pozwolić mu narodzić się.
Również o autorytecie ks. Tischnera mówił jego najmłodszy brat Kazimierz, który w dowcipny, czasem bardzo osobisty i pełen miłości sposób wspominał wspólne lata. – Pomiędzy moim bratem o mną było 15 lat różnicy, to bardzo dużo. Ale to nie moja wina, tylko mamy, a może taty – żartował Kazimierz Tischner. – Dlatego nasze relacje przypominały czasem ojcowskie. Kiedy Józuś był już w Krakowie i przyjeżdżał do domu, to brał mnie na barana i niósł na łąkę, gdzie pokazywał mi gwiazdy i objaśniał co to za gwiazdozbiory. Jemu także zawdzięczam, to, że tak świetnie mówię po góralsku. Kiedy miałem 10 lat dał mi książkę Kazimierza Przerwy-Tetmajera i rzekł: „Masz, czytaj i się ucz”.