Historia to nie tylko generałowie czy wielkie bitwy. Szlak zapomnianych cmentarzy to szlak refleksji, zadumy, ekumenizmu i przede wszystkim historii zwykłych ludzi.
To właśnie oni: młynarze, szewcy, tkacze, kamieniarze, zegarmistrze, którzy żyli tu przed laty i – tak jak my dziś – kształtowali i kochali tę ziemię. Gmina Walim na zasadzie opieki przekazała Fundacji na rzecz Europejskiego Dziedzictwa Kultury „Świat, którego już nie ma” 6 miejsc, w których znajdowały się dawne ewangelickie nekropolie. Projekt zakłada oczyszczenie terenu i odnalezienie tablic nagrobnych, aby przywrócić tożsamość ludzi tam pochowanych.
Wydobywanie z głębin
– Jesteśmy otwarci na ten pomysł – zapewnia Marcin Szewczak, odpowiedzialny za promocję w Gminie Walim. – Ze względu na charakter obiektów na pewno nie będzie to szlak typowo turystyczny. Na razie ostateczny kształt tego przedsięwzięcia jest w fazie uzgodnień. Myślę jednak, że w przyszłym roku ostatecznie go zrealizujemy i tym samym Gmina Walim stanie się dobrym przykładem dla innych samorządów. Nie słyszałem bowiem, by ktoś w najbliższej okolicy zajął się kompleksowo opuszczonymi nekropoliami.
Oprócz uporządkowania i ogrodzenia terenu miałyby pojawić się tablice informacyjne w językach polskim, niemieckim i angielskim. Jak podkreśla Marcin Szewczak, takie miejsca są niezwykle ważnym elementem edukacji historycznej młodego pokolenia. Już sam udział młodzieży w porządkowaniu cmentarzy ma duży walor wychowawczy.
Fundacja na rzecz europejskiego dziedzictwa kultury „Świat, którego już nie ma” powstała z inicjatywy Łukasza Kazka. Jak opowiada jej twórca, jest ona spełnieniem dawnego marzenia o odkrywaniu historii zwykłych ludzi, a jej zadaniem jest odpowiedzieć na pytania: Kim byli ludzie, którzy mieszkali tutaj przed nami? Co myśleli? Co czuli? Jak reagowali na wichry wojen i zawirowania historii? Czy zostały po nich jakieś znaki, świadectwa, ślady? – Cel jest generalnie jeden – podkreśla Łukasz Kazek. – Przywrócić jak najwięcej z głębin przeszłości.
Opowieści dziadka
Jak sam opowiada, jego niezwykła pasja wzięła się z wychowania i atmosfery, w której dorastał od dziecka. – Mnie przez dłuższy czas wychowywał dziadek Wojciech Szczeciniak, który był więźniem obozu koncentracyjnego Birkenau – opowiada Łukasz Kazek.
– Był robotnikiem przymusowym, budował lotnisko w podkrakowskich Balicach i w końcu był jednym z pierwszych Polaków, którzy przyjechali po wojnie w Góry Sowie. Wiele mi opowiadał o przeszłości, o tym, jak wyglądały Góry Sowie, a w szczególności obiekt „Riese” zaraz po jego przyjeździe w 1945 r. To był okres, kiedy byłem zahipnotyzowany tym tematem. Kiedy miałem już z 15 lat, czytałem „Medaliony” Nałkowskiej czy Broniewskiego i bardziej rozumiałem, co się wtedy działo. O więcej dziadka pytałem. To już nie były swego rodzaju bajki, które on mi opowiadał, bo zawsze starał się dobierać odpowiednie słowa do mojego wieku. To były bardzo głębokie rozmowy o tym, jak wyglądała okupacja, jak im się żyło i jak to pokolenie zostało stracone. Mówił o utrwalaniu władzy w Polsce Ludowej, o UB. Mnie najbardziej fascynowały stosunki polsko-niemieckie w latach 1945–1947. Bo do czasu wysiedlenia dziadek – były więzień obozu koncentracyjnego – mieszkał w jednym gospodarstwie z Niemcem, zagorzałym hitlerowcem.
Po śmierci dziadka w 2001 r. Łukasz miał wciąż wiele pytań, których nie zdążył zadać. Wiedział natomiast, że żyją jeszcze rówieśnicy dziadka i jest trochę ludzi w okolicach, którzy mogliby pomóc. Poszedł do nich i tak zrodziła się pasja związana z odkrywaniem historii. Zaczęły powstawać publikacje, filmy.
Dla prawdy
– Ciekawe jest to, że dziadek żył z Niemcami po wojnie w relacjach takich, a nie innych. Ja dziś spotykam się z ich wnukami. Przyjeżdżają do mnie, rozmawiamy, mamy dobry kontakt. To koło historii ciągle się kręci. Ale są też i mniej typowe przypadki. W 2008 r. oprowadzałem po cmentarzach Niemca, byłego mieszkańca Walimia, który szukał swoich przodków. W pewnym momencie zapytał mnie, co moja rodzina robiła podczas wojny. Ja mu na to, że dziadek był w obozie koncentracyjnym. On po chwili wahania pyta mnie „Jesteś Żydem?”. Ja mu na to „Nie. Polakiem”. I on wtedy z całkowitym przekonaniem odpowiedział „To niemożliwe, przecież tylko Żydzi byli w obozach”. To pokazuje, jak tamci ludzie nasiąknęli propagandą najpierw nazistowską, a później NRD-owsko-komunistyczną. Rok później przeczytałem na jego stronie internetowej, że to, co stracili Niemcy na Dolnym Śląsku, jest niewspółmierne do tego, co zrobili podczas wojny. Zareagowałem i on usunął ten wpis. Jednak to pokazuje, że skoro świadkowie tamtych wydarzeń nie znają prawdy, to co dopiero ich wnukowie. Mamy bardzo wiele do zrobienia.
Nauczycielka życia
Dla Łukasza Kazka historia to człowiek, bo to on zawsze ją kształtuje i interpretuje. – My, spoglądając wstecz, możemy wyciągać wnioski, unikać złych rozwiązań i zachowań – tłumaczy Kazek.
– Myślę, że tożsamość, to, kim jesteśmy i kim byli nasi przodkowie, jakie popełniali błędy, pomoże nam się uchronić przed ponownym ich popełnieniem. Pozwoli nie wyrządzać zła, które nawet po kilkudziesięciu latach jest czasami nie do naprawienia i zapomnienia. Ci, którzy znają Łukasza Kazka, wiedzą, że zawsze jest pełen pomysłów. Co zatem przed nim? – Moim marzeniem jest film, fabularny – wyjaśnia z uśmiechem. – Ale niech scenariusz i to, czego miałby dotyczyć, zostanie na razie tajemnicą...
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.