Zdobył sławę wojownika Chrystusa, zostając także męczennikiem. Był prawdopodobnie jedynym polskim księciem, który wyruszył na wyprawę krzyżową. Przez lata zarządzał sandomierskim księstwem, pozostawiając liczne kościelne fundacje.
Wiele osób, nawet niektórzy historycy, uważa go za awanturnika, błędnego rycerza lub poszukiwacza przygód, który w wyprawie krzyżowej mógł widzieć szansę na zdobycie sławy lub pokaźnego majątku. Ale czy faktycznie tak było? Okazuje się bowiem, że Henryk Sandomierski był, używając modnego określenia, prawdziwym Europejczykiem, mającym szeroki ogląd kulturalny, religijny i polityczny. Autentycznie przeżywana wiara powiodła go do Jerozolimy, aby bronić Grobu Pańskiego, a potem do Prus, gdzie zginął jak męczennik.
Złączył się z rycerstwem
– Jeśli dziś szukamy przykładów bohaterstwa, honoru i świadków wiary, to jest to chyba jedna z najodpowiedniejszych postaci z okresu średniowiecza. Nie był żadnym awanturnikiem ani krwawym rycerzem, lecz prawdziwie katolickim władcą, który z autentycznie przeżywanej wiary podjął decyzję wyruszenia na krucjatę – wyjaśnia Andrzej Sarwa, sandomierski pisarz.
– Był to człowiek pragnący znaleźć palmę męczeństwa w Ziemi Świętej, jak pisze o nim Jan Długosz – podkreśla Roman Chyła, historyk, nauczyciel w Katolickim Liceum im. św. Jadwigi Królowej w Sandomierzu. – Jego filozofia życia, system wartości całkowicie odbiegały od tego, co mówi się o relacji między poszczególnymi książętami w dobie rozbicia dzielnicowego. Moim zdaniem należy do najbardziej intrygujących książąt polskich.
Za ciekawą osobowość uznała go także m.in. Agnieszka Teterycz-Puzio, mediewistka z Akademii Pomorskiej w Słupsku, która napisała jego biografię.
Henryk Sandomierski był synem Bolesława Krzywoustego i jego drugiej żony Salomei, córki hrabiego Bergu. Nigdy nie zaistniał, w przeciwieństwie do swych braci, jako książę zwierzchni. W zasadzie nie brał udziału w polityce. Pozostawił doczesne sprawy, by poświęcić się idei krucjatowej, zapoczątkowanej przez papieża Urbana II w 1095 r. na synodzie w Clermont, kiedy to ojciec święty wezwał do odebrania z rąk Saracenów Bożego Grobu.
Archiwum muzeum okręgowego
Szachy średniowieczne odnalezione podczas wykopalisk w Sandomierzu. Obecnie przechowywane w zbiorach Muzeum Okręgowego
Niełatwą miał młodość. Jego ojciec zmarł, kiedy Henryk miał zaledwie kilka lat. Młody książę w spadku dostał nie tylko sandomierską część Małopolski, ale także wiano wewnętrznej niezgody płynącej z rozbicia dzielnicowego kraju. W wyniku zagrożenia ze strony króla niemieckiego Konrada III prawdopodobnie wysłano go na dwór niemiecki w charakterze zakładnika. Z tym rzekomym pobytem wiąże się przypuszczenie, że Henryk był uczestnikiem II krucjaty.
– W źródłach bizantyńskich spotykamy zapis, że w II wyprawie krzyżowej (1147–1148) uczestniczył książę z Polski wraz ze swoją drużyną. Niestety, nie jest wymieniany z imienia. Jednak datowanie i inne źródła, jak choćby zapis Długosza, wskazują, że mógł nim być Henryk Sandomierski – wyjaśnia Marek Florek, archeolog. Ale tej tezy nie da się obronić.
– Przypuszczenia sugerujące, że zapis ten odnosi się do tego Henryka, zważywszy na jego wiek, a przyszedł na świat między 1126 a 1133 rokiem, są mało prawdopodobne – stwierdza Roman Chyła. – Niektórzy historycy sugerują, że mogło chodzić o jego najstarszego brata Władysława, zwanego Wygnańcem, pierwszego princepsa, lub jego syna Bolesława Wysokiego. Bliższy prawdzie jest raczej udział w krucjacie w 1154 r. Wątpliwości i pewne spory budzi data opuszczenia ziem polskich przez księcia i jego drużynę. Pojawiają się sugestie, że stało się to na rok przed oficjalnym wyruszeniem europejskiego rycerstwa. Musiała to być niezwykle trudna podróż.
– Wszyscy są zgodni co do tego, że przy sprzyjających okolicznościach Henryk mógł dotrzeć do Ziemi Świętej nawet po około pięciu, może sześciu miesiącach – zauważa Roman Chyła.
Którędy wiodła jego trasa? Wiele wskazuje, że podążał przez Węgry, dalej do Konstantynopola, następnie drogą morską do Akki. Mało znany jest przebieg krzyżowego szlaku polskich rycerzy pod wodzą Henryka. Pewien obraz pozostawia nam sam Długosz w swojej kronice:
„A gdy przybył szczęśliwie do Ziemi Świętej, uczciwszy pobożnie grób Zbawiciela, złączył się z rycerstwem króla jerozolimskiego Baldwina i z wielką odwagą i poświęceniem walczył przeciwko Saracenom, pragnąc pozyskać wieniec męczeński. Lecz gdy nie udało mu się tego szczęścia dostąpić, zabawiwszy tam rok cały i straciwszy znaczną liczbę rycerzy, już to w boju poległych, już odmienności powietrza znieść niemogących, wrócił zdrowo do ojczyzny”.
– Jedynym wydarzeniem, który historycy łączą z jego udziałem, o ile naturalnie znalazł się w Ziemi Świętej w 1153 r., to oblężenie twierdzy Askalon pod dowództwem króla Jerozolimy Baldwina III. Niestety, nie wiemy nic więcej. Informacje źródłowe są bardzo skąpe.
Po powrocie do kraju Henryk zajął się intensywnie swym księstwem, okazując się doskonałym i mądrym gospodarzem. Idea krucjat nadal jednak w nim żyła. Dlatego w roku 1166 zdecydował się na udział w wyprawie na Prusów organizowanej przez swojego brata Bolesława Kędzierzawego. Niestety, przekupieni przewodnicy wprowadzili wojska książąt w zasadzkę, z której Henryk nie wyszedł żywy. Nie wiemy, gdzie spoczywa jego ciało. Być może pochłonęły je północne bagna, ale równie prawdopodobne jest przewiezienie zwłok i pochowanie na terenie Polski.
Pielgrzym z mieczem
Henrykowi podczas wyprawy do Ziemi Świętej towarzyszył zapewne poczet rycerski, złożony ze zbrojnych mieszkających w jego księstwie. – I tu zaczynają się fascynujące kwestie związane z recepcją idei krucjatowej i związków Henryka z rycerstwem europejskim – mówi Roman Chyła.
– Chodzi tu o słynne płyty nagrobne z wizerunkiem miecza, których w Polsce jest 9. Niektóre z nich mają dość już nieczytelne dodatkowe atrybuty w postaci lasek. Dawniej interpretowano je jako pastorały opatów. Ale dzisiaj większość naukowców w swych najnowszych badaniach dowodzi, iż są to laski pielgrzymie. I ten miecz oraz owa laska doskonale się komponują, łącząc w sobie ideę rycerza i pielgrzyma.
– W średniowieczu wyprawy krzyżowe były rozumiane jako wyprawy pątnicze do Ziemi Świętej, dlatego istnieje przypuszczenie, że na nagrobkach rycerzy, którzy brali udział w krucjatach, umieszczano symbol odbytej pielgrzymki – tłumaczy M. Florek. Trzy owe płyty znajdują się w sandomierskim kościele pw. św. Jakuba, cztery w nie tak odległym Wąchocku i po jednej w Radomiu oraz w Strzelinie na Dolnym Śląsku.
Największa zatem ich kumulacja jest w ziemi sandomierskiej. Istnieje hipoteza, że pierwotny, przeddominikański kościół św. Jakuba ufundował sam książę Henryk tuż przed wyprawą lub jako wotum po szczęśliwym powrocie. Mogą o tym świadczyć relikty odkryte podczas badań archeologicznych prowadzonych w 1992 r. Przypuszczalnie w tym właśnie kościele pochowano rycerzy, którzy brali udział w wyprawie, o czym świadczą owe trzy płyty – dwie z wyrytym mieczem i jedna z mieczem oraz ornamentem sugerującym laskę pielgrzymią.
– Jedna z płyt została użyta jako element fundamentu świątyni, a inne jako części posadzki w rozbudowywanym na początku XIII w. dominikańskim kościele – mówi Marek Florek. Pewnym śladem jest także postać rycerza Władysława z przydomkiem Jerozolimczyk, który występuje w dokumentach opatowskiej kapituły jako świadek w jednej ze spraw sądowych. O nadaniu takiego przydomka może świadczyć jego udział w walkach o wyzwolenie świętego miasta. Przypuszczalnym śladem udziału naszego rycerstwa w wyprawach krzyżowych mogą być słynne szachy sandomierskie, odnalezione w latach 60. ubiegłego wieku, a znajdujące się obecnie w zbiorach Muzeum Okręgowego w Sandomierzu. Z pewnością natomiast są niewątpliwym śladem zainteresowania kulturą wschodnią.
– Były one rozrywką elitarną średniowiecznej Europy, przywiezioną przez rycerzy z wypraw krzyżowych. Odnalezione w Sandomierzu szachy datowane są na II połowę XII w., więc odpowiadają krucjacie, na którą wyruszył Henryk Sandomierski. Możliwe, że zostały przywiezione przez jednego z rycerzy, który podczas wyprawy poznał tajniki tej gry. Figury szachów sandomierskich zostały wykonane prawdopodobnie na Zachodzie, ale są naśladownictwem figur wschodnich – podkreśla Marek Florek.
Z udziałem w wyprawach krzyżowych i fascynacją ich ideą można łączyć sprowadzenie przez Henryka do Zagości joannitów, przedstawicieli zakonu rycerskiego. Na zbudowanej przez nich świątyni zachował się do dzisiaj unikatowy fryz złożony z syren. Nie można pominąć, pisząc o księciu Henryku, iż stał się inspiracją także dla pisarzy, w tym dla Jarosława Iwaszkiewicza, który uczynił go głównym bohaterem jedynej swej powieści historycznej „Czerwone tarcze”.
– Natomiast o charakterze księcia, jego wielkiej skromności może świadczyć słynna płyta wiślicka – zauważa Roman Chyła. – W jej górnej części widnieje postać z brodą, przez część badaczy łączona z Henrykiem Sandomierskim. W dolnej zaś ma się znajdować jego młodszy brat Kazimierz Sprawiedliwy. Ale najbardziej wymowny jest łaciński napis umieszczony w otoku, który w tłumaczeniu brzmi: „Ci chcą być podeptani, aby mogli być wzniesieni do gwiazd...”.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.