Dawne tradycje i zwyczaje. Wyobraźmy sobie, że zbliżają się święta, a w domu nie ma choinki. Wieczorem nie siadamy przy stole, by podzielić się opłatkiem, nie idziemy na pasterkę. Dla nas święta Bożego Narodzenia straciłyby urok.
Patrząc na teraźniejszość, drogie prezenty i długie godziny spędzone w galeriach handlowych warto przypomnieć minione lata, kiedy nasi dziadkowie byli dziećmi i słuchali barwnych opowieści swoich dziadków, o gęsi na wigilijnym stole, nowolatkach, szemlu i świętach Bożego Narodzenia, które obchodzono przez dwanaście dni.
Jak to było kiedyś?
Na to pytanie starali się odpowiedzieć organizatorzy warsztatów dla dzieci w Muzeum Warmii i Mazur: „Boże Narodzenie na Warmii i Mazurach”.
– Tradycje i teraźniejszość są zupełnie różne. Fakt, że nie było kolacji wigilijnej, choinki czy Mikołaja, jest dla większości czymś niespotykanym – mówi Monika Nowak z Muzeum Warmii i Mazur. – Chcemy, aby dzieci dowiedziały się, jak to było kiedyś – dodaje. Z wykorzystaniem eksponatów znajdujących się w muzeum animatorzy opowiadali o tradycjach bożonarodzeniowych. Dzieci na warsztatach również samodzielnie wykonywały ozdoby choinkowe.
– Kiedy na początku XX w. w naszym regionie pojawiły się w domach pierwsze choinki, wieszano na nich własnoręcznie wykonane ozdoby, wykonane ze słomy i papieru, a także ciastka. Chcemy wrócić do tych tradycji – wyjaśnia Monika.
Świąteczne duszki
Kiedy Monika Nowak opowiada o bożonarodzeniowej tradycji na dawnej Warmii i Mazurach, dzieci, dowiadując się o zwyczajach związanych z Bożym Narodzeniem, nie kryją zdziwienia. Okazuje się bowiem, że zamiast choinki stawiano w izbach snopy zboża, żeby uprosić urodzaj, by w rodzinie nie zabrakło chleba. Ale z drugiej strony babcie opowiadały wnuczkom, że to jest miejsce, w którym zimuje duszek zboża. Ze snopa stojącego w kącie każdy domownik wyciągał jedną słomkę, której wygląd świadczył o przyszłości. Jeśli była gładka i nieuszkodzona, najbliższy rok miał być pomyślny. Gorzej, jeśli była uszkodzona, złamana lub posiadała tzw. kolanko.
– Z całym okresem świąt związany był zwyczaj wróżenia. To może zaskakiwać, bo Warmia była przecież katolicka – zauważa Monika. Najpopularniejszą wróżbą były tzw. dwunastki, czyli 12 dni dzielące Wigilię od Trzech Króli. Każdemu kolejnemu dniowi odpowiadał kolejny miesiąc w roku – aura w danym dniu określała pogodę w przypisanym miesiącu. Poza tym, jeśli przez ten okres noce były pochmurne, oznaczało to nieurodzaj. Dziewczęta wróżyły sobie, kiedy która z nich wyjdzie za mąż, lano na wodę roztopiony ołów lub wosk, z kształtu bryłki wróżono o przyszłości. Wygwieżdżone niebo wróżyło, że kury będą się dobrze niosły.
Prezent po modlitwie
Kiedy pyta się dzieci o to, z czym kojarzą się im święta, prawie zawsze odpowiadają, że z Mikołajem i prezentami. – On jest czerwony i biały, taki jak Polska. Ma kremową twarz i wielki brzuch. I worek ma! – opisują dzieci. Wiele z nich nie kojarzy tej postaci z biskupem. Ale już zupełnym zaskoczeniem jest fakt, że na Warmii św. Mikołaja z prezentami w ogóle nie było. Kto więc był?
– Wieczorem przed świętami, do drzwi ktoś pukał. Ojciec otwierał, a do izby wpadał chłopak trzymający kukłę białego konia. Ten koń, zwany szemel, zaczynał wierzgać, robił raban. Mniejsze dzieci strasznie się go bały. Wówczas częstowano go i kiedy się najadł, spokojnie odchodził w kąt izby, a do głosu dochodził sługa szemla. Był to najstarszy chłopiec w pochodzie. Miał koszyk, w którym ukrywał prezenty. Dziecko stawało na środku izby i musiało zmówić modlitwę, by otrzymać prezent – wyjaśnia Monika.
Oczywiście nie były to takie prezenty, o jakich dziś myślą dzieci. W tamtych czasach dostawały wystruganą przez ojca figurkę, szmacianą lalkę, owieczkę lub myszkę, którą uszyła mama, kilka cukierków, na które na Warmii mówiono „bombony”.
12 dni zabawy
Godne Święta, jak nazywano ten okres na Warmii, trwały 12 dni. Wierzono, że w tym czasie na świat wracają wszystkie duszki, dobre i złe. W tym czasie nie można było pracować. Uważano, że podczas szycia można przypadkowo przyszyć duszka do ubrania. Mówiono także, że jeśli ktoś w tym czasie będzie szyć, to wszystkie zwierzęta, które narodzą się w ciągu roku, będą miały zaszyte pyski. Nie wolno było również wylewać wody za próg, by nie oblać duszka. Nie wykonywano również czynności wymagających wykonywania okrężnych ruchów, mielenia zboża, ubijania masła. Bano się, że wkręci się w ten sposób duszka. Co więc ludzie robili przez te 12 dni?
– Bawili się. Był zwyczaj kolędowania. Przebierano się w różne stroje. Chodzono od domu do domu, śpiewano, tańczono. Kolędników obdarowywano ciastami w kształcie rogali, stąd nazywano ich rogalami. Domownicy wychodzili z kolędnikami i szli do następnych domów. Cała wioska się bawiła. Ludzie spędzali ze sobą czas – opowiada Monika. – My dziś raczej zamykamy się w domach, siedzimy przy stole w obrębie jednej rodziny. Rzadko ktoś chodzi do sąsiadów, by kolędować – zauważa nauczycielka, pani Natalia.
Mieszanka kultur
Tradycja wieczerzy wigilijnej na Warmii pojawiła się w XVII w. Zanim rodzina zasiadła za stołem, na którym w bogatszych rodzinach znajdowały się potrawy mięsne i pieczona gęś, gospodarz kropił wodą święconą dom i zagrodę. Po kolacji szedł do zwierząt, by podzielić się z nimi pożywieniem.
– Co jest zaskakujące, aż do I wojny światowej nie było, dziś tradycyjnej, Pasterki. Wcześniej Mszę św. z okazji narodzenia Jezusa odprawiano o piątej bądź szóstej rano. Uważano, że w tę szczególną noc nie powinno zakłócać się spokoju, tym bardziej, że nocą odwiedzały najbliższych dusze zmarłych członków rodziny. Dla nich zostawiano palący się ogień, by mogły się ogrzać, i resztę kolacji, by mogły coś zjeść – mówi Monika.
Po II wojnie światowej większość rodowitych mieszkańców Warmii i Mazur wyjechała, a na ich miejsce przybyli osadnicy, przede wszystkim z Kresów Wschodnich. Mieszkańcy Wileńszczyzny byli przywiązani do tradycji, zwłaszcza tych związanych z obchodzeniem wszelkich świąt religijnych. Repatrianci z innych regionów również przywieźli z sobą regionalne zwyczaje. Przenikały się one wzajemnie, jedne zastępowały drugie. Po latach powstała nowa tradycja, a więc wigilijny post, choinka, sianko pod obrusem, Mikołaj, opłatek i Pasterka.
– Wyobraźmy sobie, że zbliżają się święta, a w domu nie ma choinki. Wieczorem nie siadamy przy stole, by podzielić się opłatkiem, nie idziemy na Pasterkę. Dla nas całe te święta straciłyby urok. Z naszej perspektywy dzisiejsze obyczaje to już wielopokoleniowa tradycja – uśmiecha się Monika.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...