Pomysł Agnieszki Glińskiej na postać Iwony zaskakuje, ale niekoniecznie pozytywnie.
Agnieszka Glińska, utalentowana i wciąż głodna artystycznych doznań, postanowiła spotkać się na scenie z Gombrowiczem. Od lat zaintrygowana była szczególnie „Iwoną, księżniczką Burgunda”. Nic dziwnego. Od premiery w roku 1957 „Iwona” grana była 200 razy. Powinno się więc urodzić przedstawienie doskonałe. I tak się prawie stało. Dlaczego prawie?
Może dlatego, że – jak wyznała reżyserka – postać Iwony walczyła z nią na różne sposoby. Glińska próbowała Iwonę stworzyć na własną modłę, tymczasem okazało się, że to Iwona wodzi za nos reżyserkę. Jak wyznała Glińska, to przedstawienie jest o tym, jak się z Iwoną nawzajem stwarzamy.
Ale najpierw o tym, co się w tej inscenizacji udało. Precyzyjny zarys formalny, wspaniale wymyślone figury prezentujące dwór. Konwencjonalne, zgodne z modą, jaką narzuca wirtualny świat, a przede wszystkim cudownie grane. Niezwykły w ruchu i doskonały w wyrazie Szambelan Marcina Hycnara, świetna para królewska, Ewa Konstancja Bułhak i Jerzy Radziwiłowicz obnażający swoje słabości, grzechy, niespełnione marzenia, dwoistość zamkniętą w gorsecie układu. Ten sztuczny świat za chwilę może runąć pod wpływem niezrozumiałej decyzji Księcia Filipa, który postanawia poślubić Iwonę. By uratować ten świat, trzeba unicestwić Iwonę. I to wiemy od zawsze. Natomiast inność Iwony zmienia proporcje, jakie wyznaczał dotąd tekst Gombrowicza.
Agnieszka Glińska zaprosiła do roli debiutującą aktorkę z Krakowa, Martynę Krzysztofik. I aktorka podeszła do tego zadania bez kompleksów. W dodatku zgodnie z zamysłem realizatorów została niemiłosiernie oszpecona. Kostiumem, świadomą deformacją. Iwona była po prostu brzydka i bez wdzięku, i tym samym znikła gdzieś cała tajemnica jej inności. Nie intryguje, bo nic w niej nas nie pociąga.
W tak wykreowanej Iwonie histeryczna reakcja dworu staje się niemal usprawiedliwiona. Może i rozbija konwencje obowiązujące w tym sztucznym świecie, ale nie wnosi tego, co w Iwonie zawsze intrygowało. Istnieje przecież pojęcie estetyzmu. Iwona została tego pozbawiona. Kogo więc mamy bronić przed tą nieludzką intrygą?
To nie znaczy, że musimy się odwoływać do aktorek wcielających się w Iwonę. Maria Peszek, Magdalena Cielecka i rewelacyjna Daria Trafankowska, której współczuły nawet panie szatniarki. – Dlaczego pani tak się pozwala poniewierać? – pytały Duśkę. Kto dziś wstawi się za Iwoną?
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.