Nowa śląska atrakcja. Zdarzało się, że nawet dzieci nocą pracowały w hucie, a rano szły do szkoły. Choć wielu z nas jest ich praprawnukami, kto dziś o nich pamięta? Pamięć ma przywrócić Ślązakom nowe Muzeum Hutnictwa Cynku „Walcownia”.
Załadowana mufla z ograniczonym dostępem powietrza tkwiła w piecu. Pod wpływem ciepła cynk zaczynał parować. Przed ucieczką do atmosfery musiał jednak przecisnąć się przez nadstawkę. A tam, w zetknięciu z jej zimniejszymi ściankami... zaczynał się skraplać. – Śląscy hutnicy wiedzieli, że to wszystko się udaje tylko wtedy, gdy płomienie w piecu mają około 15 cm wysokości i różowawy kolor – zdradza historyk z muzeum.
W akcji Antoni Z.
Właścicielem huty szkła w Wesołej był książę pszczyński. Nie był zainteresowany, żeby z kimkolwiek dzielić się technologią wynalezioną przez swojego pracownika. Wkrótce jednak i tak poznał ją cały świat. A wszystko za sprawą jednego z niezadowolonych pracowników.
– Ten człowiek nazywał się Antoni Ziobro. Dokładnie poznał technologię wytopu, a później uciekł z huty księcia pszczyńskiego... Zaproponował swoją pracę urzędnikom pruskiego państwa w zamian za lepsze wynagrodzenie. Państwo zatrudniło go więc w Hucie Królewskiej w dzisiejszym Chorzowie – relacjonuje Piotr Rygus. – Państwo pruskie, któremu zależało na zyskach z podatków, nie robiło z tej technologii tajemnicy. Tak zwana „technologia śląska” stała się więc wzorem wytapiania cynku dla hut na całym świecie. Dopiero na jej bazie powstawały takie metody otrzymywania cynku, jak belgijska, reńska, westfalska. Dzisiaj transfer technologii idzie od państw zamożniejszych do nas. Mało kto wie, że dwieście lat temu to Górny Śląsk eksportował technologie na cały świat! – tłumaczy.
Na samym Śląsku w krótkim czasie powstało wtedy około 40 hut. – To był z początku bardzo intratny interes, z ogromnymi przebitkami, np. książe Hohenlohe pochwalił się, że Huta Helena, którą za 9 tysięcy talarów wybudował na Wełnowcu [dzisiejsza dzielnica Katowic – przyp. autora], już w pierwszym roku działalności przyniosła mu 14 tys. talarów zysku – mówi historyk.
Zatruci
Niestety, wytop cynku miał fatalne skutki dla zwykłych ludzi. Z początku nikt nie zdawał sobie sprawy, jak poważne będą to konsekwencje. Właściciele budowali więc osiedla dla pracowników tuż przy ścianach swoich zakładów. Ludzie chorowali, a siarka niszczyła okoliczne pola. Hutnicy zwykle umierali przed ukończeniem 40. roku życia.
– Objawami ołowicy były kaszel, suchoty, występujące co drugi dzień febry. Obserwujący to lekarz pisał, że gdyby taki hutnik wyjechał na kilka tygodni poza Górny Śląsk, toby się odtruł – relacjonuje Piotr Rygus. Prosty Ślązak nie miał jednak wtedy żadnych szans, żeby skorzystać z sanatorium. Hutnicy umierali tysiącami. Zwykle zostawiali gromadę sierot – które pozbawione ojca, też musiały szybko pójść do pracy.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.