Nowa, znakomita książka Evy Tvrdej - czeskiej pisarki rodem ze śląskiej Opawy.
Kraik Hulczyński – rzec by można Śląsk w pigułce. To prawda, dziś te okolice są częścią państwa czeskiego, ale gdy przyjrzeć się losom tamtejszych ludzi w XX wieku, okaże się, że dokładnie tego samego doświadczyło wielu Górnoślązaków z Bytomia, Katowic, Chorzowa, czy innych miast i miasteczek naszego regionu.
Dzięki wydawnictwu Silesia Progress mamy okazję na takie lekturowe porównanie, bo właśnie ukazała się najnowsza książka tej oficyny – „Dziedzictwo” Evy Tvrdej (czeskiej pisarki rodem ze śląskiej Opawy).
Na Hulczyńsku – tak jak i u nas – też niemal każdy miał dziadka w Wehrmachcie. Jak pisał ks. Tomasz Horak w tekście „Evropská rarita”, do Wehrmachtu powołano stamtąd „12 tys. mężczyzn, co stanowiło czwartą część wszystkich mieszkańców! Z tego jedna trzecia zginęła w czasie wojny, reszta albo nie wróciła, osiadłszy w Niemczech, albo wiodła żywot z podłamanym zdrowiem”. Ale, co ciekawe, Eva Tvrdá to nie im, a ich żonom, matkom, siostrom i wnuczkom poświęciła „Dziedzictwo”. To one są głównymi bohaterkami tej wstrząsającej książki.
Mężczyznom wyznaczono tu wyłącznie role drugo- i trzecioplanowe. I pewnie także dlatego tak dobrze mi się te historie czytało. Dramat hitleryzmu, wojny i komunizmu… – wszystko to jednak z kobiecej, matriarchalnej perspektywy, a przecież nie od dziś wiadomo, że Śląsk równa się matriarchat.
Interesujący jest także styl jakim Tvrdá pisze. Konkretny, nieco lakoniczny, „kwintesencyjny”. Z historii Agnes można by przecież zrobić powieściowe czytadło, wielką rodzinną sagę na kilkaset stron. Tymczasem autorka „Dyskretnego uroku Śląska” potrafiła opisać jej dzieje na stronach siedemdziesięciu.
To swoiste jądro tej książki. Taka „opowieść centralna”, którą pisarka uzupełnia trzynastoma dodatkowymi opowiadaniami o losach innych hulczyńskich kobiet. Tych które przeżyły koszmar II wojny światowej, ale nie tylko. Bo Eva Tvrdá doprowadza „Dziedzictwo” do czasów współczesnych.
Oto w nowelce „Fotografie dla babci” na cmentarzu we francuskim Charmes spotykamy Żanetę – studentkę z Ostrawy, która przyjechała odnaleźć grób swego pradziadka (szeregowca Wehrmachtu). Błądzi więc między grobami ze swoim nowoczesnym, cyfrowym aparatem, przywodząc na myśl takich samych poszukiwaczy śladów po przodkach, których spotkać dziś można także po polskiej stronie granicy. Oto nasze dziedzictwo. Coś, co tak wielu z nas ciągle stara się odnaleźć, zrozumieć, przekazać dalej.
Tvrdej świetnie udało się zawrzeć to wszystko w powieściowej formie, którą kończy reprodukcjami kilkunastu fotografii ze starego albumu rodzinnego. A co ze zdjęciami naszych przodków zrobimy my, współcześni Górnoślązacy? Oto jest pytanie…
*
Fragment książki można przeczytać tutaj
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.