Tim Guénard - Silniejszy od nienawiści

O tej książce się mówi. Na tych, którzy ją przeczytali zwykle robi wielkie wrażenie. Publikujemy przedmowę i jeden fragment zachęcając do lektury całości

Zadziwia, ponieważ nie zachowuje się tak jak inni. Podczas przerwy strzelam z wiatrówki do kota sąsiadów, by wyprowadzić Jeana-Marie z równowagi. Prosi mnie, żebym pożyczył mu na chwilę broń. Kiedy rozwścieczony gospodarz wychodzi z domu, zastaje go z wiatrówką w ręku. Myśląc, że to on jest strzelcem, zdrowo go opieprza. Jean-Marie nie protestuje i nie próbuje oczyścić się z zarzutów. Nie tylko nie stara się udowodnić, że nie zawinił, ale jeszcze przeprasza wściekłego sąsiada. Czuję się jak gówniarz, pozwoliłem mu wziąć wszystko na siebie. Ale on nie ma mi tego za złe.

W któryś poniedziałek pytam go, jak spędził weekend.

- Byłem na pielgrzymce w Chartres - odpowiada. - Byłonas cztery i pół tysiąca młodych. Maszerowaliśmy, modliliśmy się, muzykowaliśmy, było wspaniale!

- Taak? A na co te duperszwance?

- ... Zresztą, modliłem się za ciebie, Tim, i za młodzieżz całego świata.

- Taak? O nic cię nie prosiłem. Dziękuję mimo wszystko. Duże było młócenie na tym twoim interesie?

- Co to za młócenie?

- Bijatyki, bójki, jeżeli wolisz.

- Zero. Żadnego młócenia, żadnej bójki.

Nie wierzę. Każę mu powtórzyć. Facet z pewnością zasuwa mi bajery:

- Bez młócenia? Zero bójek? Przysięgasz na głowęmatki?

- Zero, nie potrzebuję przysięgać, bo to prawda.
Obserwuję jego usta, czytam w oczach. Nie kłamie. Jean-Marie mówi prawdę. To nie do wiary, niemożliwe, żeby obyło się bez bójki. Ja przez weekend byłem na zabawie w Compiegne. Było tysiąc pięćset osób, a ja biłem się siedem razy, nie licząc udziału w meczu w sobotę wieczorem. Kiedy muzyka wali w uszach z całej siły, a alkohol rozgrzewa krew, zawsze ktoś cię zaczepi i zaczyna się bal. Dla mnie tłum równa się kłótnia, prowokacja, bójka. Szybko to idzie. Bim, bam, bum, trochę tak jak z uczuciem. Przybijanie, docieranie. Jak z faceta równy gość, możemy zostać kumplami. Jeśli to dupek, to może innym razem. Zostają wspomnienia na chwile samotności. Można nimi wypełnić łeb, kiedy w środku jest pusto.

Jean-Marie przerywa moje rozważania:

- Czemu na mnie tak patrzysz? Nie jestem przecieżMarsjaninem!

- A właśnie, że tak. Cztery i pół tysiąca osób i żadnejrozróby, zupełne mięczaki! Każdy z was mógł się bić zedwadzieścia razy!

- Zero bójek, masz moje słowo!

Przez cały tydzień przeżuwam tę historię na wszelkie sposoby. Pielgrzymka i żadnego młócenia? Najwyraźniej wszystkiego jeszcze nie widziałem.

Znowu wypytuję go o ten marsz. Tłumaczy mi, że prowadził niepełnosprawnych. Tak, spędza czas z niepełnosprawnymi. Nie-peł-no-spraw-ny-mi!

Słuchajcie, facio właśnie mi mówi, najpoważniej w świecie, że pracuje za frajer dla debili i jeszcze spędza z nimi weekendy!

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości