Na temat sztuki sakralnej, czerwcowej wystawy i wielkich przemian w Polsce, z głównym architektem bazyliki w Licheniu Barbarą Bielecką, mieszkanką Gdyni i prezesem Fundacji Rozwoju Sztuki Sakralnej Dzieci i Młodzieży „Dei Gratia”, rozmawia Andrzej Urbański.
Czy więc robienie takiej wystawy, w dodatku o charakterze sakralnym, nie jest porywaniem się z motyką na słońce?– Nie obawiam się tego. Wielu artystów, których znam, pragnie mówić o tematach ważnych i chce zamanifestować przywiązanie do Jana Pawła II, oddać mu hołd. Nie chodzi o namalowanie kolejnych jego portretów. To widocznie współcześnie lekceważenie sztuki i kompletne nieprzygotowanie do jej odbioru, a także lansowanie kiczu jest wciąż bardzo groźne.
Papież pokazywał zupełnie co innego. Piękno sztuki i kultury w pełnym wymiarze. Od słowa począwszy. – Dlatego właśnie pomysł zrobienia wystawy otwartej polskiej sztuki sakralnej. Jest mi ogromnie trudno zrozumieć, dlaczego od kilkuset lat przedmiotem specjalnej indoktrynacji jest właśnie sfera sztuki. A może nie jest to takie trudne. Albowiem jest ona najprościej trafiającą do podświadomości ludzkiej, do emocji ludzkich. To właśnie sztuka adresowana również do rozumu, ale najprościej trafia jednak do emocji. To najbardziej intymna rozmowa z człowiekiem. Niewiele jest osób, które słuchając koncertów, wiedzą, na czym polegają walory tego dzieła, ale jest wiele osób, które słuchają koncertu z przyjemnością. Chcemy zrobić wystawę również dlatego, żeby ludzie przestali się bać i wstydzić. Jest wielu artystów, którzy z pożytkiem, satysfakcją wykonują dzieła sztuki sakralnej. Jednak w żadnym przypadku nie wyskakują z nimi na wernisażach i wystawach. Czy uda się to zmienić? Zobaczymy. I jeszcze coś ważnego. Sztuka jest bardzo zwyczajną sprawą kontaktu człowieka z Bogiem. Jeśli zaprzestanie się takiego właśnie rozumienia, to robi się ze sztuki nieporozumienie. Sztuka starożytna odgrywała ogromnie ważną rolę w społeczeństwie. To był prawdziwy język i kontakt człowieka z Bogiem, bóstwami. Bardzo ładnie nazywał to Jan Paweł II. Wielokrotnie mówił o tęsknocie ludzkości do prawdziwej sztuki.
Mówi Pani o relacjach człowieka z Bogiem poprzez sztukę. A dzisiaj można mówić o współczesnym wynaturzeniu tych relacji, również poprzez sztukę. Choćby zapomniana już w Gdańsku, ale wciąż wywołująca kontrowersje Dorota Nieznalska. A może współczesny człowiek inaczej pojmuje sztukę? – Niestety ostatnio w sztuce lansuje się cynizm i bezczelność. Bo to jest modne, a może promuje się to, by sprzedać pseudosztukę. Walkę z prawdziwa sztuką widać przez ostatnie 300 lat. Można przytoczyć również wypowiedzi pseudoznawców na temat charakterystycznego klimatu Kościoła katolickiego. Ileż to razy słyszałam, że klimat powinien być taki prowincjonalny, zakrystyjny. Począwszy od obiektów, skończywszy na sposobie odprawiania nabożeństw i rycie. To takie ma być i wtedy jest dobrze. W okresie komunizmu myślano, że takie rozumienie szybko się wyczerpie. Sztuka nie miała żadnego realnego sposobu oddziaływania. Myślę, że warto jest czasem mówić o sztuce poważnie. To jest sfera działalności ludzkiej, mająca wypracowane warsztaty twórcze, które można studiować. Niekoniecznie musi to być cos nowego. Jeśli nowe sprawy otwierają się na Boga, to dobrze. Wskazują nowe drzwi, nowy sposób porozumiewania się miedzy ludźmi, czy nowy sposób widzenia świata. Jeśli jednak nie jest to sposób porozumiewania się, tylko wyłącznie cynicznie nabieranie i manifestacja bezczelności, to nie powinno to być tolerowanie społecznie. Nie chodzi o palenie na stosie choćby pani Nieznalskiej, ale przynajmniej nie powinno to być finansowane z państwowych pieniędzy. Jeśli Nieznalska robi to i podpisuje się pod tym, ażeby szyderstwem zapłacić za mękę krzyża, to nie powinniśmy się zgadzać bez żadnego odniesienia.
Ale przecież jest wolność?– Dlatego mówię, że niekoniecznie trzeba takie osoby spalić na stosie lub piętnować. Jednak trzeba pamiętać, że wolność dotyczy wszystkich ludzi. I wolno jest nie lubić takich rzeczy i mówić zwyczajnie, że jest to poniżej poziomu kultury. Nie wspomnę już o kwestiach bardziej znaczących niż kultura – choćby moralność. Nie można lekceważyć takich wartości jak śmierć. Nie można do tego stopnia szmatławo się zachowywać. Nie ma na to innych określeń. Wolno się śmiać z siebie, bliźnich, byle nie było to publicznie. Chyba że robi się kabarety. Ale i wówczas robi się to wszystko w pewnej przyjętej konwencji.
Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:
FilmLiteraturaMuzykaSztukaZjawiska kulturowe i społeczne