– Tę ikonę maluję dla znajomych, prowadzą ośrodek rekolekcyjny, mają w nim kaplicę, niech mój obraz im służy – mówiąc te słowa, Grzegorz nie odrywa oczu od pędzla i deski.
Sobotni, spokojny wieczór. W domu Grzegorza Graczyka w podwrocławskim Kiełczowie dzieci już śpią, żona krząta się po kuchni. Grzegorz może choć na chwilę wejść do pracowni.
Na stole leży Mandylion, ikona przedstawiająca odbite na chuście oblicze Jezusa. Grzegorz z cieniutkim pędzelkiem pochyla się nad deską. W skupieniu, kolejną warstwą bieli, pokrywa chustę trzymaną przez aniołów... Grzegorz zainteresował się ikonografią, gdy znajomi z okazji ślubu dostali ikonę od zaprzyjaźnionego księdza. – Obraz był piękny. Ale pamiętam też swoje wątpliwości – wspomina. – Dlaczego ikona? Przecież jesteśmy w Kościele katolickim, a ikona przynależy do Kościoła wschodniego... Wkrótce potem zaczął zgłębiać zagadnienia związane z ikonami. – Przy czym to nie ja szukałem tych informacji, ale one znajdowały mnie – śmieje się.
Znalazły mnie ikony
– Książki, artykuły same wchodziły mi w ręce. Już wiedziałem, że prawosławie nie ma wyłączności na ikony, że pomagają one w modlitwie wszystkim chrześcijanom. Szperając w internecie, dowiedział się, że kilka miesięcy wcześniej można było we Wrocławiu uczestniczyć w kursie malowania, mówiąc fachowo „pisania”, ikon. – To byłoby ciekawe, pomyślałem – i znalazłem informację, że systematycznie podobne kursy prowadzone są przez o. Zygfryda Kota SJ w Studium Ikonopisania św. Łukasza w Krakowie – opowiada Grzegorz. – Byłem wówczas kawalerem, miałem trochę czasu, zdecydowałem się na udział. Uczestnictwo w kursie otworzyło mnie na inny świat – mówi.
– Łatwo nie było – kontynuuje opowieść. – Pobudka o 3.00 w nocy, trzy godziny za kierownicą, cały dzień warsztatów i powrót do domu o 23.00. I tak co drugą sobotę, od października do stycznia 2002 roku. Ale warto było – z perspektywy czasu Grzegorz jest o tym przekonany. – Dowiedziałem się, czym jest ikona. Poznałem technikę jej powstawania. W trakcie warsztatów napisałem swoją pierwszą ikonę, wizerunek Chrystusa Pantokratora. To najważniejsza z ikon, pierwowzór, punkt wyjścia do malowania innych ikon – wyjaśnia Grzegorz. – Teologowie, twórcy filozofii ikony, przedstawiali postacie jako „odbicie Boga”, istoty przemienione na Boży obraz, a przez to fizycznie podobne do Chrystusa. Na ikonach wszyscy są krewniakami – mówi żartobliwie i dodaje: – W tym sensie malarz ikon, czyli ikonopista, maluje ciągle tę samą twarz.
– Odczuwałem jednak niedosyt wiedzy – kontynuuje. – Ludzkość budowała wiedzę o ikonach przez wiele wieków, my na jej zgłębienie mieliśmy kilkanaście dni. Nie wahałem się długo, gdy dowiedziałem się o możliwości uczestnictwa w kursie pisania ikon drugiego, a potem trzeciego stopnia. Owocem warsztatów były kolejne obrazy, Zwiastowania i Matki Bożej z cyklu desis (wstawiającej się za ludźmi). I oczywiście coraz bogatsza wiedza na temat ikonografii, coraz większa fascynacja światem barw, złoceń, wizerunków świętych.
Zrozumieć ikonę
– W ikonach fascynuje mnie między innymi technika ich powstawania. To, że trzeba wykazać się wszechstronną wiedzą i umiejętnościami – wyjaśnia Grzegorz. – Trzeba znać się na stolarce, by wybrać odpowiednią deskę i przygotować drewno. Sporządzenie gruntu, czyli podłoża pod obraz to z kolei zadanie dla budowlańca. W końcu trzeba wykazać się umiejętnościami w zakresie rysunku i malarstwa. I jeszcze złotnictwo, by ozdobić obraz – tłumaczy. – W przypadku ikon trzeba być też trochę teologiem, bo przecież ich głównym zadaniem jest przekazanie cząstki wiedzy o Panu Bogu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...