Była piękna i to piękno dotyczyło nie tylko jej aparycji. Portretujący ją wybitni artyści mówili, że otacza ją aura jakiejś siły duchowej. Posiadała dwa geniusze – sztuki aktorskiej i charakteru.
„Kiedy modliłam się w czasie Mszy, ogarniało mnie głębokie uczucie piękna, a kościół wydawał się napełniony aniołami”. Zamykała oczy i czekała – może anioł dotknie jej czoła skrzydłem. Zapytana, czy zostałaby aktorką, gdyby przyszło jej żyć jeszcze raz, odpowiedziała, że zostałaby śpiewaczką w kościele. „Moją pierwotną ambicją było śpiewanie Stabat Mater, z uczuciem i wyrazem, jakie przynależy temu wspaniałemu dziełu… Ominęłyby mnie oklaski, którymi mnie jako aktorkę obdarzano, ale braw nie byłoby mi żal, bo uniknęłabym przykrości związanych ze sceną”.
Przykrości nie brakowało – dostarczało ich zawistne środowisko zawodowe, ale nie tylko ono. Na aktorstwo patrzono krzywo. Kościół wydał kobietom formalny zakaz występowania na scenie. Aktora obdarzano mianem komedianta, aktorka uważana była za kobietę rozwiązłą. Polski ksiądz w Buffalo nie dopuścił do występów teatralnych Modrzejewskiej w tym mieście. Ale był to wypadek odosobniony. Helena wśród zaprzyjaźnionych osób miała wielu duchownych, nie wyłączając biskupów.
Modrzejewska słowem i przykładem przeciwstawiała się stereotypom na temat artystów. Mówiła głośno, że dla moralności teatr nie jest większym zagrożeniem niż codzienne życie. Przyznała, że są czynniki negatywne – pokusy, rozbudzenie próżności i odsunięcie od życia rodzinnego. Z drugiej jednak strony aktorka ma szanse na wyrobienie niezależności, a co za tym idzie – poczucia odpowiedzialności. Atakowana przez purytańskie głosy za to, że grywa czasem tzw. kobiety upadłe, Modrzejewska tłumaczyła, że zrehabilitowała je miłość.
Dobry teatr jak ambona
Nie uznała za stosowne schlebiać gustom publiczności przez egzaltację namiętności. Dobrze unaocznia to przykład scenografii do Szekspirowskiego „Romea i Julii”. Na scenie nie stawiała małżeńskiego łoża, jak to było dotąd w zwyczaju, bo uważała, że Julia jest panną skromną i że Szekspir nie zamierzał dać „pokazu zmysłowości. Te dzieci nie są świadome swojej namiętności. Schodzą się, bo się kochają, bo chcą być razem, słuchać się nawzajem, patrzyć sobie w oczy, pocałować się i umrzeć”. Zaproszona na Światowy Kongres Kobiet w Chicago (1893) zajęła się ukazaniem nurtu chrześcijańskiego w teatrze. W swoim odczycie wiele miejsca poświęciła pierwszej twórczyni chrześcijańskiego teatru, niemieckiej mniszce z Gandersheim o imieniu Hroswitha.
Niechęć między sceną i Kościołem uznała za „dzieło ciasnych umysłów po obu stronach”. Oczywiście nie każda sztuka może być wzniosła, mówiła dalej. Jest też rozrywka. W skomercjalizowanym świecie kobieta powinna zademonstrować swój wpływ poprzez domaganie się dobrego repertuaru, propagującego rzeczywiste wartości. Dobry teatr pozwala kultywować czystość i piękno języka, wpływa na obyczajowość, daje okazję uszlachetnienia zarówno aktora, jak i publiczności. Jest więcej niż rozrywką, ustępuje tylko ambonie. Utalentowana, ambitna, zdeterminowana i niezwykle pracowita Helena kochała swój zawód, ale w każdą niedzielę miała czas na Mszę św. Znana była z tego, że w niedzielę nie udzielała wywiadów ani nie występowała na scenie. Od tego nie było odstępstwa.
Osładzaj, nie zatruwaj
Nigdy nie zaniedbała rodziny. Była oddaną żoną. Z Karolem przeżyli ponad 40 lat, kochali się, troszczyli się o siebie nawzajem, współpracowali. W Los Angeles Chłapowscy zorganizowali Newman Club, coś w rodzaju Klubu Inteligencji Katolickiej. Na drugim zebraniu Helena wygłosiła odczyt „Chrześcijaństwo i scena”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.