Dwa lata filmu

Bartoszyce - kiedyś była tam jednostka wojskowa dla kleryków. Trafili do niej także alumni: Jerzy Popiełuszko, Eugeniusz Jankiewicz i Stefan Regmunt.

Ale Bartoszyce to nie tylko alumni. W każdej drużynie byli też „świeccy”, kwiat młodzieży socjalistycznej. – Spotkałem w jednostce kolegę ze szkoły, który był kapralem i pisarzem kompanijnym. Od razu powiedział mi: udawaj, że mnie nie znasz. Szkolili ich, że jesteśmy szkodnikami państwa, wrogami władzy ludowej i trzeba w nas uformować właściwy patriotyzm. Po części oni w to wierzyli, ale potem się przekonali, że to kłamstwo. Niektórzy, jak sobie wypili, to jakby się głośno spowiadali: obiecali mi studia, ale nie wiedziałem, że będę pracował przeciw Kościołowi – tłumaczy biskup. Ale nad „szkodnikami” pracowała też kadra.

List od kardynała
Zabroniona była Msza św. Nie pozwalano się modlić, a nawet nosić medalików. Gdy mimo to organizowano modlitwę, przerywali ją podoficerowie, którzy mogli ukarać sprzątaniem korytarzy, toalet itp. Była przemoc psychiczna, ale też i inne metody. – Przez miesiąc codziennie proszono mnie do oficera politycznego. Był to kpt. Windak z Wrocławia – wspomina biskup. – Dawał mi do czytania stos gazet, a inni w tym czasie szli w teren. Potem starałem się wychodzić im naprzeciw i tłumaczyć, że nic nie zrobiłem, a teraz kiedy ja jestem czysty, a oni ubłoceni i zmęczeni, chce się ze mnie zrobić wroga. Dlatego czyściłem im buty i pomagałem – dodaje. Władza postępowała też tak:

– Dostałem odznakę „wzorowego żołnierza”, a na koniec awans na starszego szeregowego przy jednoczesnym… wstrzymaniu urlopu. Odznaczenia miały nas poróżnić – tłumaczy biskup. Próbowano łamać sumienia. – W Wigilię dostaliśmy kotlety schabowe. Pamiętam nasz strajk, nie jedliśmy. Kiedy żołnierze nie spożywają posiłku, musi być powiadomiony dowódca. Przyjechał do nas nawet kapelan wojskowy z Olsztyna ks. płk Gałęza, który tłumaczył, że jesteśmy w sytuacji nadzwyczajnej i zjedzenie kotleta nie łamie prawa kościelnego. Ale w nas był żywy ideał – opowiada biskup.

LWP miało swych kapelanów. Spotkania z nimi odbywały się dwa razy w roku przed świętami. Nie ufano im ze względu na ich uwikłanie w system, ale wtedy można było oficjalnie, poza przepustką, pójść do kościoła, gdzie byli też inni księża i służyli spowiedzią. O klerykach pamiętali także biskupi i przełożeni seminaryjni. Ale spotkania, siłą rzeczy, były rzadkie. Częściej kontaktowano się z duszpasterzami bartoszyckiej parafii. Docierały też listy. – Pierwszy otrzymałem od kard. Wojtyły. Żałuję, że się nie zachował. To był list do całej grupy z naszej diecezji. Była tu zachęta, abyśmy umieli przyjąć ten krzyż, i informacja, że episkopat podejmuje starania, by te praktyki zakończyć. Ale nie było obietnic wyjścia, za to wyrazy duchowej łączności – wspomina bp Regmunt.

Sąd nad systemem
Film o ks. Jerzym wyraziście ujmuje klimat jednostki tworzony przez kadrę. – Nonszalancja, chamstwo, brak szacunku. Oddaje to dobrze, mocno i prawdziwie – ocenia ks. Jankiewicz. Podziela tę opinię bp Regmunt. Ale ogłupiającemu systemowi można było próbować się przeciwstawić. – Każda kompania miała swój sąd koleżeński – opowiada ks. Jankiewicz. – W pierwszym roku skład sądu wybierali dowódcy, w drugim ustalany był demokratycznie. Zdarzyło się, że jeden z kolegów odbywał karę ZOK, czyli Zakazu Opuszczania Koszar. Kilka razy dziennie miał się meldować z całym wyposażeniem u podoficera, który się nad nim znęcał. Chłopak ponoć nie wytrzymał, uderzył przełożonego, rzucił broń i powiedział, że woli iść do więzienia.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości