Teatr parafialny z Bielska-Białej-Komorowic uczy i bawi; rozwija dykcję i wiarę w siebie. W ciągu pięciu lat działania zbratał i pomógł odnaleźć Boga i swoje miejsce w życiu setce młodych ludzi.
Ksiądz Jacek, to człowiek instytucja. W każdym razie jeśli chodzi o „Memento”. Pisze i adaptuje sztuki. Określa postaci. Przydziela role. Jest w tym jakiś pozorny despotyzm, bo młodzież przyjmuje swoje funkcje bez dyskusji. Raz tylko ktoś obraził się, że dostał za mało znaczącą rolę, i odszedł z „Memento”. Trudno, zdarza się. Poza tym zastrzeżeń nie ma. Ale też wszystko, co poza tekstem i przydziałem ról dotyczy przygotowania kolejnego przedstawienia, młodzi biorą w swoje ręce. Wygląda to tak: grupa zwołuje się na kolejne spotkanie. Ksiądz Jacek mówi, co tym razem zagrają – rzecz do ostatniej chwili pozostaje tajemnicą. Opowiada pokrótce treść, szkicuje postaci, mówi, co kto będzie robił, rozdaje role. Wszyscy czytają. Już na tym etapie trzeba się sporo napracować: przygotowanie scenariuszy, powielenie ich w ponad czterdziestu egzemplarzach. Na szczęście „Memento” ma przyjaciół w poligrafii, którzy robią to z dobrego serca. I zaczyna się.
Nie ma prób czytanych. Od pierwszego spotkania aktorzy próbują odnaleźć się na scenie, ustalić ruchy sceniczne, gesty, plan sytuacyjny kolejnych odsłon. Ksiądz Jacek reżyseruje, ale inwencją może się wykazać każdy z członków zespołu. I tu rodzi się pewien fenomen. Chociaż jednorazowo próbuje się wybrane akty, czy nawet sceny, na spotkania zawsze przychodzą wszyscy. Przyglądają się, przysłuchują, wspierają. W którejś z przylegających do auli salek rozkładają kanapki, zeszyty i książki, pomagają sobie w odrabianiu zadań, gadają o swoich radościach i smutkach. Czasem pełno ich i głośno w całym Domu Parafialnym. Zbierają się ciasną, zwartą gromadką na oficjalne rozpoczęcie i zakończenie próby – wtedy zawsze razem się modlą.
Odrobina techniki
Teatr to nie tylko aktorzy. Najwięcej czasu kolejnym przedstawieniom poświęca czwórka chłopców i dziewcząt odpowiedzialnych za dekoracje. Przychodzą na spotkania od pierwszej próby. Wymyślają dekoracje do kolejnych odsłon. To nie lada wyzwanie: trzeba wymyślić coś, co będzie możliwe do wykonania, co nie będzie kosztować majątku i co w ciągu kilkunastu sekund można zainstalować na scenie i w równie krótkim czasie z niej znieść. Dekorację trzeba zmienić w przerwie między kolejnymi aktami. Więc po przygotowaniu rekwizytów ustalają, co kto zdejmuje ze sceny i co kto na niej umieszcza. Potem zmianę scenografii ćwiczą wiele razy. Ksiądz Jacek mierzy czas stoperem. Dopiero kiedy osiągną taki stan, że nikt się nie pogubi, nikomu nie wejdzie w drogę, że nic nie spadnie ani się nie przewróci, a cała zamiana zajmie mniej niż minutę, wszystko jest w porządku.
Fryzury, stroje, światła i muzyka
Stroje wymyślają sami. Pół biedy, kiedy to sztuka współczesna i można występować we własnym ubraniu. Ale kiedy huzary uganiają się za damami, a kupiec wenecki brzydzi się zarówno skąpcem, jak i świętoszkiem, trzeba postarać się o stroje z epoki. Pomocą służy szkoła, w której wiekowe suknie przechowuje się jako prace dyplomowe uzdolnionych absolwentek. Togę można wypożyczyć z zaprzyjaźnionej uczelni, a habit od ojców franciszkanów. Resztę doszywają mamy i babcie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...