Duży Marcin, mały Marcin, Piotr, Samanta, Bartuś i Ewa jeszcze nie mieli okazji poznać zapachu chabrów, ale – póki co – mają to szczęście, że zamieszkali przy ul. Chabrowej.
Do placówek trafia także coraz więcej niemowląt. Powód? Biznesowy. Niedawno w powiecie skierniewickim udało się doprowadzić do adopcji chłopca, który urodził się tylko po to, aby jego mama mogła skorzystać z becikowego, a następnie oddać go komukolwiek. „Wyrachowana ciąża” nie jest aż tak rzadkim zjawiskiem, jak mogłoby się wydawać. Zdarza się, że matka dla becikowego zachodzi w ciążę kilkakrotnie i za każdym razem porzuca niemowlę.
Prawdziwych przyjaciół poznaje się...
Straszewscy nie wyznaczyli sobie granicy bycia rodziną zastępczą. – Dopóki sił i życia nam wystarczy, a dodać trzeba, że moja rodzina jest długowieczna – podkreśla Tadeusz. Siły na pewno się przydadzą, bo bycie rodziną zastępczą, z różnych powodów, do łatwych nie należy.
– Po tym, jak zdecydowaliśmy się przyjąć dzieci pod swój dach, straciliśmy przyjaciół, z którymi byliśmy mocno związani przez 20 lat – mówi A. Straszewska. – Nie spodobało im się, że bierzemy obce dzieci. Uznali nas za dziwaków. W sąsiedztwie też jest różnie, choć – owszem – niektórzy nas popierają.
Podobne doświadczenie spotkało Wiktora i Dorotę Gackowskich, którzy w Strobowie pod Kutnem prowadzą rodzinny dom dziecka. – Jeden i drugi przykład niezbyt dobrze świadczy o polskim społeczeństwie, które wysokim murem odgradza się od dzieci z domu dziecka, bo niby są gorsze, zdemoralizowane – uważa Ewa Smołucha ze skierniewickiego PCPR. – Jeśli nawet bywają zdemoralizowane, to tym bardziej trzeba im pomóc.
– Mieliśmy przez jakiś czas dziewczynę, która sprawiała problemy wychowawcze – opowiada Wiktor Gackowski. – Straszyła nas swoimi kolegami, a koledzy wysyłali do mnie esemesy z pogróżkami. Zgłosiłem sprawę na policję.
– W tamtym czasie bałam się po zmroku wychodzić z domu do garażu – dodaje Dorota Gackowska. – Później sprawa ucichła, a wspomniana dziewczyna zerwała kontakty z towarzystwem. Myślę, że czegoś się nauczyła, a my musimy stawiać czoło wszelkim trudnościom, bo to w końcu nasze dzieci.
Dyskryminująca pomoc
Jeśli ktoś chciałby dorobić się na dzieciach, to niech od razu porzuci plany założenia zawodowej rodziny zastępczej. Niecałe 1000 zł na dziecko do lat 7 i 650 zł na dziecko powyżej 7 lat starcza na utrzymanie, ale bez luksusów. Ponadto zatrudniony jest tylko jeden rodzic. Drugi pracuje za darmo.
W polityce państwa widać rażącą dysproporcję. Rząd na utrzymanie dziecka w placówce opiekuńczo-wychowawczej przeznacza miesięcznie ok. 3000 zł. Nijak się to ma do pieniędzy, na które może liczyć rodzina zastępcza. Niekiedy lokalne samorządy przeznaczają dodatkowe kwoty dla takich rodzin, ale to rzadkość. W wielu przypadkach trudno nawet liczyć na paczkę świąteczną od starosty. Niektórzy uważają, że powiatom wygodniej jest utrzymywać placówkę niż wiązać się z rodzinami.
Rodzice zastępczy pracują non stop. Nie mają urlopu, nie idą na L4. Jednym słowem – to praca przez 365 dni w roku. Oddają za darmo całe serce tym, których skrzywdzili nieodpowiedzialni ludzie.
Dlaczego więc traktowani są na dość kiepskich warunkach? Takie mamy prawo. Może trzeba je zmienić, zwłaszcza, że w tym roku jest ku temu okazja.
To, co bezcenne
Sejm RP ogłosił rok 2009 Rokiem Rodzicielstwa Zastępczego. To zobowiązuje samorządy do większej troski o istniejące rodziny zastępcze i promocję tej formy rodzicielstwa. Taką promocją, aż do ostatniego dziecka w placówce, powinny się zająć powiatowe centra pomocy rodzinie, które nadzorują rodziny zastępcze.
W zeszłym roku Fundacja św. Mikołaja przeprowadziła badania na temat tego, co najbardziej doskwiera rodzinom zastępczym. 75 procent ankietowanych wskazało na nadmiar biurokracji, 48 procent – formalistyczny system kontroli, a aż 43 procent podało nieprzyjazne podejście urzędników. Uwaga! Nikt nie wspomniał o pieniądzach! Takie dane powinny dać wiele do myślenia samorządom.
Alina Straszewska prawie płacze, kiedy mówi o dzieciach, o tym, jakie kiedyś były zahukane, wystraszone. Teraz odżyły. Mają normalny dom, kota, psa, któremu uratowały życie, ogród, w którym grają w piłkę. A przede wszystkim ciepły obiad, podany na stół przez mamę (albo ciocię) po powrocie ze szkoły. Tadeusz niemalże zawodowo gra w szachy, co dzieci wykorzystują. Organizuje też wycieczki rowerowe dla całej rodziny. Na pewno podczas takiej wyprawy uda się odnaleźć kolonię chabrów w polu…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.