Dziewczyny z Katowic i Zabrza poświęciły swoje wakacje na pracę na misjach w Ameryce Południowej. Opiekowały się dziećmi i świadczyły o Panu Jezusie ponad 3,5 tys. m n.p.m.
Pracowały w mieście El Alto, niedaleko La Paz w Boliwii. To miejsce, w którym widoki zapierają dech w piersiach. Wszędzie wokół, jak okiem sięgnąć, widać było wspaniałe góry, w tym majestatyczne sześciotysięczniki. Te dziewczyny to studentka filologii hiszpańskiej Celina Depta, nauczycielka religii Magda Stelmach, studentka transportu Ola Poniatowska i absolwentka spawalnictwa Agnieszka Kowalik. Poleciały do Boliwii dzięki Werbistowskiemu Wolontariatowi Misyjnemu „Apollos”. Nazwały swoją pracę Śląską Misją Boliwia.
W tygodniu też można
W ramach misji służyły pomocą dzieciom. W świetlicy pomagały im rozwiązywać zadania domowe. Z przedmiotów takich jak matematyka, chemia, biologia czy fizyka nie było problemów, zwłaszcza że mogły sobie pomóc słownikiem hiszpańskiego w komórce. Pracowały też w przedszkolu i w domu dziecka.
Na Boliwijczykach największe wrażenie robiły ich... włosy. Nie tylko z tego powodu, że trzy z dziewczyn są blondynkami, ale też dlatego, że włosy Europejczyków – w przeciwieństwie do włosów Indian – są miękkie. Dzieci podchodziły do nich ukradkiem i znienacka wyrywały im włosy na pamiątkę... Ludzie dziwili się też ich wzrostowi. – Mierzę 1,60 m, w Polsce to niedużo, w Boliwii uchodziłam za wysoką. Agnieszka i Magda mają jeszcze więcej centymetrów wzrostu, co budziło zdziwienie, że człowiek może być tak wysoki – śmieje się Ola. Ślązaczki przemawiały też na zjeździe biblijnym, organizowanym przez misjonarzy werbistów. Po co w ogóle są świeccy na misjach? Przecież nie będą sprawować Eucharystii ani nie udzielą nikomu rozgrzeszenia. A jednak księżom misjonarzom zazwyczaj zależy, żeby pomagali im wierzący świeccy. Boliwijczycy najczęściej wierzą w Boga, ale mało kto ma z Nim osobistą relację. Między innymi po to jest potrzebne świadectwo świeckich, którzy są zaangażowani w życie Kościoła. Nieraz wystarcza, że chrześcijanin, który żyje wiarą, po prostu jest sobą... To już robi wrażenie. Ślązaczki jeździły czasem w zwykłe „dni robocze” z El Alto, gdzie pomagały dzieciom, na Msze Święte do pobliskiego La Paz. – Raz musiałyśmy wyjść chwilę wcześniej z domu dziecka, żeby zdążyć na tę Eucharystię. Usłyszałyśmy: „Ale jak to: na Mszę? Przecież dzisiaj nie ma niedzieli” – śmieje się Agnieszka. – Odpowiedziałyśmy: „No normalnie, w tygodniu też można”. Wzbudziło to wielki szok i niedowierzanie, czy naprawdę jedziemy na tę Mszę – wspomina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.