Czyli jeden z tych filmów, do których wraca się z przyjemnością.
Reżyserem tego nakręconego w 2010 roku obrazu jest Roger Michell, czyli twórca, który wcześniej miał już na koncie rewelacyjne, romantyczne (i kultowe!) „Notting Hill” z Julią Roberts i Hugh Grantem w rolach głównych.
„Dzień Dobry TV” gatunkowo także uznać można za komedię romantyczną, choć nie tylko. Becky Fuller (główna bohaterka, grana przez przeuroczą Rachel McAdams), oprócz miłości szuka bowiem także (a może przede wszystkim ) zawodowego spełnienia.
Becky jest producentką w jednej z lokalnych stacji telewizyjnych, więc kiedy nadarza się okazja, by spróbować sił w sieci ogólnokrajowej, nie waha się ani przez chwilę. Tu jednak zaczynają się schody. W nowym miejscu pracy ma nadzorować tzw. pasmo śniadaniowe. Problem jednak w tym, że… praktycznie nikt go nie ogląda. Inne stacje zapraszają o tej porze do studia wielkie gwiazdy, mają charyzmatycznych prowadzących i sensacyjne newsy, tymczasem w IBS panuje obojętność, rutyna, nuda. Tak jakby wszyscy pogodzili się już z faktem, że niebawem ich audycja zniknie z anteny i zostanie zastąpiona telezakupami.
Młoda, ambitna producentka zrobi jednak wszystko, by do tego nie dopuścić. Nie straszny jej nawet zgorzkniały i sarkastyczny Mike Pomeroy (Harrison Ford), niegdyś najsłynniejszy korespondent wojenny, który dziś, obrażony na cały świat, odlicza już tylko dni do emerytury. Becky chciałaby, by to właśnie on stał się nową twarzą jej programu i stworzył duet z roztrzepaną, ale serdeczną i sympatyczną Colleen (Diane Keaton). Mike początkowo nie chce o tym nawet słyszeć, z czasem jednak… No właśnie. Co będzie dalej?
Warto przekonać się samemu, bo „Dzień Dobry TV” to opowieść niebanalna. Trochę o naturze mediów, trochę o ludzkiej naturze (młodzieńczy entuzjazm vs. zniechęcenie starszego pokolenia) + oczywiście obowiązkowe love story. Jest w tym filmie też coś z atmosfery dzieł Billy’ego Wildera. Lekkość, dowcip, arcyciekawe postacie i ich (momentami paskudne) charaktery. Gdyby Wilder tworzył dziś, właśnie tak mogłaby wyglądać współczesna „Sabrina”, czy „Garsoniera”.
Dla mnie bomba!
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.