Naprawdę, jestem w kropce. Jak tu prowadzić serwis Kultura, zajmować się sztuką, sprawami ducha, gdy dzieje się, to, co się dzieje…
Jutro na ekrany naszych kin wchodzi kapitalny, nagrodzony na festiwalu w Gdyni film „Sonata”. W tv i na VOD w ten weekend zobaczyć będzie można znakomity „Truman Show”. Właściwie już klasyk. Obraz interpretowalny na wiele różnych sposób i każdy z nich daje do myślenia.
Ale jak tu myśleć o kinematografii, gdy w Ukrainie wojna? Gdy uciekają stamtąd tysiące niewinnych ludzi. Gdy bombardowane są miasta. Gdy giną cywile, bo Putinowi coś přeskočilo we łbie i zdaje się mu, że jest carem? Bogiem? Nowym wielkim dyktatorem?
Ciężko, ciężko zajmować się kulturą w takiej chwili.
Wojna zaczęła się tydzień temu (zapamiętamy tamten Tłusty Czwartek na długo). No właśnie. Minął tydzień, a my wciąż, jak pod prądem. Sparaliżowani, przerażeni, załamani, wściekli, zrozpaczeni, biegający z darami do punktów pomocy… - do wyboru, do koloru.
A co mają powiedzieć przybywające z tego piekła ukraińskie kobiety i dzieci?
Są chwile, w których nie mogę już np. słuchać radia. Prowadzący audycje pytają: - Jak tam dzisiejszy dzionek? Co u państwa na śniadanko? Yoł! Yoł! Jak się macie? A potem konkursik SMS-owy. I muzyczka z dyskoteki. I reklama. I zapraszamy do wspólnej zabawy…
Jak tak można? W takim czasie?!
A pół godziny później sam wygrzebuję ze sterty DVD „Chicago” i uciekam w „cały ten jazz”, bo czuję, że zwariuję. Że muszę, choć na chwilę, oderwać się od tych wszystkich depesz, relacji z frontu, całego tego wylewającego się na nas nieszczęścia.
Więc wiem, że film (kultura) pomaga. Że fresk, który prezentowaliśmy we wtorek (aniołowie z kijowskiego monasteru św. Michała Archanioła), daje nadzieję, zmienia perspektywę, otwiera na inną rzeczywistość.
Bo ta, w której przychodzi nam teraz żyć, jest czymś absolutnie niepojętym. Nesnesitelným. Nieznośnym – jak mawiają Czesi.
Bo Putinowi, no właśnie, coś přeskočilo...
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.