Czyli familijny Woody Allen?
No coś w tym jest, choć Allen ani tego filmu nie reżyserował, ani w nim nie wystąpił. Mamy tu natomiast ów specyficzny, nowojorski klimat, który tak dobrze znamy z twórczości autora „Manhattanu”. Tu jednak tytuł brzmi „Mały Manhattan”, a w rolach głównych występują najmłodsi mieszkańcy tej nowojorskiej dzielnicy. I to właśnie ich pierwsze miłosne rozterki oglądamy na ekranie.
11-letni Gabe (Josh Hutcherson) nagle zakochuje się w koleżance, którą zna od czasów przedszkola i robi wszystko by jakoś z nią… pobyć. Pogadać. Poszwendać się po mieście.
Kino? Koncert? Kolacja? – tak randkują dorośli, ale co ma zrobić chłopczyk, który zna się wyłącznie na grach komputerowych i komiksach?
Trochę zabawne, przede wszystkim jednak, przeurocze. Bo jego uczucia – choć dopiero rodzące się, pierwsze, dziecięce – są przecież prawdziwe. Kto wie, może nawet najintensywniejsze? Najpiękniejsze w życiu?
I twórcy (Mark Levin i Jennifer Flackett) świetnie potrafią nam to pokazać. Te wszystkie załamania Gabe’a, bo znów powiedział coś nie tak, więc w nocy nie śpi, poci się, płacze. A co jeśli ona (Charlotte Ray Rosenberg) już więcej się do niego nie odezwie?
To pytanie wraca do niego obsesyjnie także w ciągu dnia. Spogląda przez okno na inne budynki, w nich ludzie, a my z offu słyszymy myśli bohatera: - Jak szczury w klatkach. To miłość zniszczyła ich życie…
I jak tu nie wybuchnąć śmiechem?
Za chwilę jednak znów zrobi się lirycznie. Albo dramatycznie i będziemy kibicować 11-letniemu bohaterowi w jego pierwszej, romantycznej przygodzie.
Film-perełka. Jedna z najsympatyczniejszych i najbardziej urokliwych produkcji w dziejach kina, a tak mało znana. Polecam więc gorąco i daję znać, że „Mały Manhattan” on-line jest dostępny w iTunes Store.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.