Może tak właśnie powinny one wyglądać?
Bo te, które pamiętamy ze szkoły, pełne były dat, nazwisk wielkich wodzów oraz prowadzonych przez nich kampanii. Brakowało tylko jednego – tego co ludzkie.
Historia magistra vitae. Historia nauczycielką życia – zanotował przed wiekami Cyceron, a my do dziś lubimy sobie powtarzać te trzy słowa. Problem w tym, że ta nasza „szkolna historia” z życiem (zwłaszcza codziennym), niewiele ma wspólnego. Jeśli już to ze śmiercią…
Tymczasem w pierwszym wierszu z tomiku „Wilki”, Marzanna Bogumiła Kielar odwiedza „Poniemiecki ogród Jadwigi wypędzonej z Grodzieńszczyzny” i – takie mam wrażenie - więcej on tutaj znaczy, niż wszystkie te nieszczęścia i dramaty, które zasygnalizowane są w tytule. Bo właśnie w tym ogrodzie bohaterka mogła oddawać się swej pasji. „…Sadziła miododajną lebiodkę, / naparstnice o ząbkowanych listkach, brodate goździki”.
Niestety, rośnie tam także „krwawnik, tysiąclistny, / którym Achilles leczył rany po bitwie”. „Mak z czarnym środkiem, który Persefona trzymała w ręku, / wracając”.
Rany, bitwy, bogini krainy umarłych… – nie uciekniemy od tego. To oczywiste. Jesteśmy śmiertelni i, mówią wieki, zdolni do niepojętego okrucieństwa.
A jednak jest coś jeszcze. Wszystkie te ukochane miejsca, chwile, wspomnienia, przedmioty, z których także „utkany” jest nasz świat. I Kielar to właśnie im „oddaje głos” w „Wilkach”.
„Jaśmin”, „Gołębie”, „Powrót dzikich gęsi” – to tylko niektóre utwory wpisujące się w ten niezwykły, poetycki schemat. Jest nawet „Psalm”, w którym ktoś przywołuje w pamięci „nadniemeńskie urwiska, srebrzysto-niebieskie kępy traw, / lasy pełne storczyków; to moja ścieżka pomiędzy ogniwami wydartego życia”.
I w każdym wierszu można podobne ścieżki odnaleźć. Ruszyć nimi raz jeszcze. Zadumać się lub nazachwycać pięknem, które otacza nas w tym, jakże często, okrutnym świecie...
Kto wie, czy nie jest to jedna z najlepszych ekranizacji prozy Jane Austen w dziejach.
Nadal utrzymuje silną pozycję. Natomiast w innych krajach sprawa wygląda już inaczej.