Jedna z najważniejszych opowieści w dziejach kina. A może i w dziejach całej ludzkości?
Cóż, udało się Kurosawie w tym nakręconym w 1950 roku filmie, coś nieprawdopodobnego. Bo połączył m.in. wątki baśniowe z mądrościową buddyjską przypowieścią, a wszystko to, choć w samurajskich kostiumach, odnosi się przecież do sytuacji Japonii (i całego świata) po Hiroszimie. Po katastrofie II wojny światowej.
Stąd też specyficzna maniera aktorów, mówiących z wielkim przejęciem, zdumieniem, przerażeniem, czy zdruzgotaniem. Lamentujących nad tym, do czego zdolny jest człowiek (tu głównym „tematem” jest gwałt i morderstwo), choć przecież nie tylko.
Bo każdy ze świadków widział to zdarzenie jednak nieco inaczej. Więc teraz nie można się porozumieć. Uzgodnić wspólnej wersji. Ba, jedna z postaci ewidentnie tu kłamie, wzbudzając powszechne oburzenie. - Kłamstwo to ludzka rzecz – śmieje się inna…
Nad wszystkim tym zaś unosi się swoiste, azjatyckie fatum. Oraz świat duchów i dawnych wierzeń. Demonów, które wciąż i wciąż, od wieków, wychodzą z ludzi, powodując zbrodnie, wojny, nieszczęścia.
A i to nie wszystko, bo Kurosawa prezentując nam tę historię (Historię?), pokazuje także potęgę kina. „Storytellingu”. Bo wszystko da się opowiedzieć na sto różnych sposób. „Rashomon” raz jest historią o zbójniku, a raz o małżeństwie. O hańbie kobiety, o podglądaczu, o duchu itd.
„Full film” – widnieje w moich notatkach. Pełnia. Opowieść kompletna. Absolutne arcydzieło kina. Seans obowiązkowy.
*
W niedzielę 10 IX film o godz. 19:35 wyemituje stacja FilmBox Arthouse. On-line jest dostępny na platformie FilmBox+
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów