Stawka była duża. Jednak film rozczaruje zarówno tych, którzy serial „Stawka większa niż życie” widzieli, jak i tych, którzy go jeszcze, co wydaje się mało prawdopodobne, nie obejrzeli.
Ci, którzy uwierzyli chwytliwym promocyjnym sloganom w stylu „legenda powraca”, rozczarują się podwójnie. Legenda, czyli Kloss z Brunnerem, rzeczywiście powróciła. I to nawet z pewnym naddatkiem. Można powiedzieć, że podwojona. Ale nadmiar, nie tylko w jedzeniu, ale i w rozrywce, rzadko wychodzi na zdrowie. W „Stawce większej niż śmierć” wszystkiego mamy za dużo.
Nieśmiertelny J-23
Od premiery pierwszego spektaklu „Stawki większej niż życie” w 1965 r. minęło prawie pół wieku. Sukces emitowanych na żywo pierwszych spektakli telewizyjnych, jak i nakręconego nieco później serialu, był konsekwencją ubogiej wówczas oferty programowej, ale także profesjonalnych umiejętności jego twórców. Skorzystali ze sprawdzonych już wzorów, w tym m.in. z Bonda, którego jeden ze scenarzystów obejrzał w Londynie. Po 1989 roku fakt, że Kloss pracował dla sowieckiego wywiadu, wzbudził gorącą dyskusję, a Bronisław Wildstein zapowiedział nawet zdjęcie go z ramówki. Tyle że w zamian telewizja publiczna nie miała nic widzom do zaoferowania. Do dzisiaj serial pokazywany jest na okrągło.
W ostatnim odcinku serialu J-23 miał zginąć. Uratowała go presja widzów, a J-23 przeżył swoich twórców. W ubiegłym roku zmarli reżyser Janusz Morgenstern oraz scenarzyści Andrzej Szypulski i Zbigniew Safjan, a rok wcześniej Andrzej Konic. J-23 wydaje się nieśmiertelny. Po kilku nieudanych próbach powrócił, tyle że w wersji kinowej. Trzeba przyznać, że reżyser i twórcy „Stawki większej niż śmierć” podjęli się trudnego zadania, bo niełatwo zmierzyć się z utrwalonym w świadomości widzów wizerunkiem kultowych bohaterów. Od czasów premiery „Stawki…” przed pół wiekiem zmieniły się nie tylko możliwości filmowego przekazu, ale również oczekiwania widzów. Dzisiaj sensacyjno-przygodowe kino, z nielicznymi wyjątkami w rodzaju „Szpiega” Tomasa Alfredsona, nie może obejść się bez szybkiej akcji, kompletnie odrealnionych scen pościgów i bójek, a fachowcy od efektów specjalnych są ważniejsi od scenarzystów, szczególnie takich, którzy pisząc scenariusz, kierują się logiką.
Wojenny wątek „Stawki większej niż śmierć” rozgrywa się wokół tajemniczego skarbu, jaki Niemcy ukryli na krótko przed zdobyciem Königsbergu, czyli Królewca, a obecnie Kaliningradu, przez Rosjan w 1945 roku. Kloss usiłuje nie dopuścić do wywiezienia tajemniczych skrzyń z miasta, jednak skarb znika. 30 lat później na pogrzebie Otto Skorzennego w Hiszpanii pojawiają się Hans Kloss i Hermann Brunner. Ten drugi, przekonany o agenturalnej działalności Klossa w czasie wojny, usiłuje wymusić na nim torturami przyznanie się do winy. Ostatecznie Kloss otrzymuje zadanie specjalne. Ma pojechać do Polski i wydobyć od skazanego po wojnie na karę śmierci byłego gauleitera Ericha Kocha informację o miejscu ukrycia skarbu.
Ani to dramat, ani komedia
Inżynier Mamoń z „Rejsu” Piwowskiego lubił te piosenki, które już znał. Twórcy „Stawki większej niż śmierć” uznali, że podobna zasada obowiązuje w kinie. Wprowadzili w życie zasadę rejsowego inżyniera, ale zdając sobie sprawę z tego, że film to nie piosenka, której można wysłuchać sto razy, znacznie ją wzbogacili. Akcję filmu rozegrali w dwóch planach czasowych, co specjalnie filmowi nie mogło zaszkodzić. Jednocześnie odeszli do konwencji, w jakiej został zrealizowany serial, ale nie mogli się zdecydować, jaką wybrać. Ostatecznie powstała niespójna filmowa hybryda. Miejscami film wydaje się pastiszem „Stawki…”, by następnie ewoluować w stronę wojennej przygody z elementami kina batalistycznego i filmów rodem z Indiany Jonesa. Znajdziemy tu także elementy melodramatu, a jak poszukać dalej, to i dramat rozrachunkowy.
Telewizyjna „Stawka większa niż życie” trzymała widza w napięciu. A to podstawowy walor filmów tego gatunku. Jej kinowa kontynuacja, chociaż nie powinna, śmieszy. I to tylko miejscami. Jeżeli zamiarem twórców była realizacja komedii, to też nie wyszło. Mimo wysiłków aktorów, a szczególnie Piotra Adamczyka, który zagrał znakomicie Brunnera, wyszła karykatura.
Stawka większa niż śmierć, reż. Patryk Vega, wyk.: Tomasz Kot, Stanisław Mikulski, Piotr Adamczyk, Emil Karewicz, Marta Żmuda Trzebiatowska, Polska 2012
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli bardzo ciekawy, filmowy powrót do lat ’80. Z legendą o świętym Wojciechu w tle. JUŻ W KINACH
Biblioteki są zalane żądaniami usuwania książek: w 2022 r. chciano usunąć aż 2500 tytułów.
W sanktuarium na Świętym Krzyżu odbył się koncert pasyjny "W Nim nadzieja".
„Wiersze wszystkie” pozwalają uważnie prześledzić zawiłą poetycką drogę noblistki.