Fragment książki Musaba Hasana Jusufa (Rona Brackina) "Syn Hamasu".
Zatrzymaliśmy się i strażnik warknął do mnie, żebym usiadł. Muzyka była teraz ogłuszająca. Znów przypięto mnie za rękę i nogę do niskiego krzesła, wibrującego od niemiłosiernego dudnienia: First we take Manhattan, then we take Berlin!
Z powodu zimna i niewygodnej pozycji dostałem skurczu mięśni. Zaciągałem się odorem kaptura. Jednak tym razem najwyraźniej nie byłem sam. Pomimo ogłuszającej muzyki w pomieszczeniu słychać było jęki i zawodzenia.
– Czy ktoś tu jest? – zawołałem przez cuchnący worek.
– Kto to? – jakiś głos odezwał się w pobliżu, przekrzykując muzykę.
– Mam na imię Musab.
– Jak długo tu jesteś?
– Dwa dni.
Współwięzień nie odzywał się przez chwilę.
– Siedzę na tym krześle od trzech tygodni – powiedział w końcu. – Pozwalają mi spać cztery godziny na tydzień.
Byłem przerażony. To ostatnia rzecz, jaką chciałem wtedy usłyszeć. Po chwili odezwał się kolejny więzień – okazało się, że aresztowano go mniej więcej w tym samym czasie co mnie. Zgadywałem, że w pomieszczeniu mogło nas być około dwudziestu.
Nagle ktoś gwałtownie uderzył mnie w tył głowy, przerywając rozmowę. Przeszywający ból spowodował, że pod osłoną kaptura łzy mimowolnie popłynęły mi po twarzy.
– Żadnego gadania! – wrzasnął strażnik.
Każda minuta wlokła się jak godzina, choć w sumie nie miało to większego znaczenia, bo zupełnie straciłem rachubę czasu. Mój świat się zatrzymał. Wiedziałem, że gdzieś tam na zewnątrz ludzie wstają, idą do pracy i wracają do domów, do swoich rodzin. Moi koledzy uczyli się do egzaminów końcowych. Mama gotowała, sprzątała, przytulała i całowała moich młodszych braci i siostry.
Jednak w tym pomieszczeniu wszyscy siedzieli. Nikt się nie poruszał.
First we take Manhattan, then we take Berlin! First we take Manhattan, then we take Berlin! First we take Manhattan, then we take Berlin!
Niektórzy więźniowie głośno zawodzili, ale ja postanowiłem, że będę twardy. Byłem pewien, że ojciec nigdy nie płakał, nie poddawał się.
– Szoter! Szoter! – krzyknął jeden ze współwięźniów.
Nikt nie odpowiadał, bo muzyka grała za głośno. Po jakimś czasie „szoter” (strażnik) wreszcie przyszedł.
– Czego chcesz?
– Muszę iść za potrzebą! Muszę!
– Nie teraz! To nie pora na toaletę – odpowiedział strażnik i wyszedł.
– Szoter! Szoter! – zdesperowany współwięzień nie przestawał krzyczeć.
Ponieważ nie dawał za wygraną, strażnik wrócił, zaklął, rozkuł więźnia i wywlókł go na zewnątrz. Kilka minut później przyprowadził go z powrotem, ponownie przykuł do krzesełka i wyszedł.
Byłem załamany i wycieńczony. Bolała mnie szyja. Nie zdawałem sobie wcześniej sprawy, że mam tak ciężką głowę. Próbowałem oprzeć się o ścianę, przy której siedziałem, ale gdy już ogarniał mnie sen, jeden ze strażników podszedł i uderzył mnie w głowę. Jego jedyne zadanie polegało na tym, by nie pozwolić nam rozmawiać i spać. Miałem wrażenie, że pogrzebano mnie żywcem i oto jestem torturowany przez dwóch mitycznych aniołów – Munkara i Nakira – za udzielenie nieprawidłowych odpowiedzi.
Nad ranem usłyszałem krzątającego się strażnika. Po kolei rozkuwał i wyprowadzał więźniów, a po kilku minutach przyprowadzał ich z powrotem jednego za drugim i ponownie przykuwał do krzesełka. W końcu podszedł też do mnie.
Zdjął mi kajdanki, schwycił za kaptur i pociągnął mnie za sobą przez korytarze. W pewnym momencie otworzył drzwi innej celi i kazał mi wejść do środka. Gdy zdjął mi kaptur, zobaczyłem, że to ten sam garbaty mężczyzna podobny do małpy. Przyniósł mi śniadanie. Przysunął nogą niebieską tacę z jajkiem, chlebem, jogurtem i oliwkami. Cuchnąca woda zalegająca na podłodze obryzgała tacę. Wolałbym umrzeć z głodu, niż to zjeść.
– Masz dwie minuty, żeby zjeść i skorzystać z toalety – powiedział.
Chciałem tylko wyciągnąć się, położyć i przespać, choćby dwie minuty, ale po prostu stałem bez ruchu, a sekundy mijały.
– Ruszaj się! Dalej!
Zanim zdążyłem wziąć coś do ust, strażnik znowu narzucił mi kaptur na głowę, poprowadził mnie przez korytarze z powrotem do celi i przykuł do krzesełka.
First we take Manhattan, then we take Berlin!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...