Fragment książki Musaba Hasana Jusufa "Syn Hamasu".
Podczas ostatniego pobytu w więzieniu mój ojciec przeżył coś w rodzaju objawienia.
Zawsze był osobą otwartą, ciekawą świata. Chętnie rozmawiał z chrześcijanami, ludźmi niewierzącymi, a nawet z Żydami. Słuchał uważnie dziennikarzy, ekspertów i analityków, uczestniczył w wykładach uniwersyteckich. A poza tym słuchał mnie – swego asystenta, doradcy i obrońcy. Dzięki temu zyskał o wiele jaśniejsze, szersze spojrzenie na istotę problemu niż inni przywódcy Hamasu.
Dotarło do niego, że istnienie państwa Izrael jest faktem, który nie ulegnie zmianie. Zrozumiał, że wiele spośród celów Hamasu jest nielogicznych i nieosiągalnych. Dlatego zaczął poszukiwać jakiegoś kompromisowego rozwiązania, które obie strony mogłyby zaakceptować, nie tracąc twarzy. W swej pierwszej publicznej wypowiedzi po opuszczeniu więzienia zasugerował możliwość rozwiązania konfliktu na zasadzie porozumienia między dwoma państwami. Nigdy wcześniej podobna deklaracja nie padła z ust żadnego przedstawiciela Hamasu. Najdalej idące uzgodnienia, na jakie byli w stanie się zdobyć, to zawieszenie broni. Tymczasem ojciec w swojej wypowiedzi uznawał prawo Izraela do istnienia! Jego telefon natychmiast się rozdzwonił.
Kontaktowali się z nami dyplomaci ze wszystkich krajów, w tym z USA, prosząc o dyskretne spotkanie z ojcem. Chcieli się osobiście przekonać, czy mówi poważnie. Pełniłem rolę tłumacza i towarzyszyłem ojcu na każdym spotkaniu. Moi przyjaciele chrześcijanie wspierali go bezwarunkowo, a on ich za to pokochał.
(…)
¯¯
Odkąd rozpocząłem swoją duchową wędrówkę, prowadziliśmy czasem z kolegami z Szin Bet ciekawe rozmowy o Jezusie.
– Wierz sobie, w co chcesz – mówili. – Możesz o tym pogadać z nami, ale broń Boże z kimś innym. I wybij sobie z głowy chrzest, bo to byłaby publiczna deklaracja. Gdyby ktoś się dowiedział, że porzuciłeś islam i zostałeś chrześcijaninem, wpakowałbyś się w niezłe tarapaty.
Nie wiem, czy bali się tak o moją przyszłość, czy raczej o swoją, gdyby mnie stracili. Jednak Bóg wkraczał coraz mocniej w moje życie i nie mogłem się już wycofać.
Któregoś dnia mój przyjaciel Dżamal zaprosił mnie na obiad.
– Musab – powiedział – mam dla ciebie niespodziankę.
Włączył telewizor i zakomenderował z błyskiem w oku:
– Obejrzyj ten program na Al-Hajat. Myślę, że może cię zainteresować.
Na ekranie pojawił się stary koptyjski ksiądz, Zakaria Botros. Wyglądał na miłego i łagodnego człowieka. Miał ciepły głos, który przykuwał uwagę. Spodobał mi się – aż nagle dotarło do mnie, co on właściwie mówi. Dokonywał czegoś w rodzaju wiwisekcji Koranu – otwierał ciało i ukazywał każdą kość, mięsień, ścięgno i organ, a potem poddawał je dokładnym oględzinom pod mikroskopem prawdy. Wykazywał, że cała ta księga została zaatakowana przez raka. Wytykał wszystkie nieścisłości i sprzeczności historyczne – robił to z szacunkiem, a jednocześnie zdecydowanie i z przekonaniem.
W pierwszym odruchu chciałem natychmiast wyłączyć telewizor. Ale po paru chwilach zorientowałem się, że to jest Boża odpowiedź na moje modlitwy. Ojciec Zakaria odcinał wszystkie więzy, które nadal trzymały mnie przy Allahu i islamie i nie pozwalały uznać, że Jezus jest rzeczywiście Synem Bożym. A dopóki tego nie zrobiłem, nie mogłem posunąć się dalej jako naśladowca Chrystusa. Nie był to jednak łatwy krok. Odczuwałem ból podobny do dziecka, które budzi się pewnego ranka i odkrywa, że tata nie jest jego prawdziwym ojcem.
Nie potrafię powiedzieć, którego dnia i o której godzinie zostałem chrześcijaninem, ponieważ był to proces trwający sześć lat. Teraz wiedziałem jednak, że już nim jestem i że potrzebuję się ochrzcić – niezależnie od opinii kolegów z Szin Bet.
W tym czasie do Izraela przybyła grupa chrześcijan z Ameryki, żeby zobaczyć Ziemię Świętą i odwiedzić ich zaprzyjaźniony kościół, do którego akurat uczęszczałem.
Poznałem bliżej jedną z dziewcząt z tej grupy. Lubiłem z nią rozmawiać i od razu jej zaufałem. Gdy opowiedziałem jej trochę o swojej duchowej podróży, zareagowała niezwykle serdecznie. Przypomniała mi, że Bóg często używa do wykonania swego dzieła najbardziej nieoczekiwanych ludzi. To rzeczywiście sprawdzało się w moim życiu.
Któregoś wieczoru, podczas kolacji w restauracji American Colony we wschodniej Jerozolimie, moja przyjaciółka spytała, dlaczego się jeszcze nie ochrzciłem. Nie mogłem się przyznać, że jestem agentem Szin Bet i że tkwię po uszy w działalności politycznej i we wszystkich operacjach służby bezpieczeństwa w tym regionie. Jednak było to uzasadnione pytanie, które sam wielokrotnie sobie zadawałem.
– Czy ty możesz mnie ochrzcić? – zapytałem.
Zgodziła się.
– A czy zatrzymasz to tylko dla siebie?
Przyrzekła, że tak zrobi, i dodała:
– Plaża jest niedaleko, jedźmy tam teraz.
– Mówisz poważnie?
– No pewnie, dlaczego nie?
– Jasne, dlaczego nie.
Kiedy jechaliśmy do Tel Awiwu, wahałem się przez chwilę. Czyżbym zapomniał, kim jestem? Czy rzeczywiście mogę zaufać tej dziewczynie z San Diego? Po czterdziestu pięciu minutach spacerowaliśmy już po zatłoczonej plaży, chłonąc słodkie, ciepłe wieczorne powietrze. Nikt w tłumie nie domyślał się nawet, że syn przywódcy Hamasu – grupy terrorystycznej odpowiedzialnej za śmierć dwudziestu jeden młodych ludzi w położonym przy końcu ulicy „Delfinarium” – za chwilę zostanie ochrzczony jako wyznawca Jezusa Chrystusa.
Zdjąłem koszulę i weszliśmy do morza…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...