Fragment książki Musaba Hasana Jusufa "Syn Hamasu".
Wieczorem wybrałem się do centrum Ram Allah. Był Ramadan, ulice opustoszały. Właśnie zaszło słońce i wszyscy zasiadali do posiłku kończącego całodzienny post. Wjechałem na parking przy budynku, w którym znajdowało się mieszkanie Mahira Udy. Choć nie przeszkolono mnie do tego typu operacji, znałem podstawy. Na filmach dwóch facetów siedzi w samochodzie zaparkowanym po przeciwnej stronie ulicy i prowadzi obserwację przy użyciu wymyślnych kamer i zaawansowanych urządzeń szpiegowskich. Szin Bet dysponowała wprawdzie wysokiej klasy sprzętem, jednak w tej misji miałem do dyspozycji jedynie swój własny samochód i bystry wzrok. Obserwowałem budynek, zwracając uwagę na to, kto wchodzi i wychodzi.
Po półgodzinie z dwupiętrowego budynku wyszło kilku uzbrojonych mężczyzn, którzy wsiedli do nowego zielonego chevroleta na izraelskich tablicach rejestracyjnych. Coś tu nie pasowało. Po pierwsze, członkowie Hamasu – szczególnie ci ze skrzydła militarnego – nigdy nie nosili publicznie broni. Po drugie, ludzie pokroju Mahira Udy nie spotykali się z uzbrojonymi bojownikami.
Włączyłem silnik, przepuściłem kilka samochodów i ruszyłem za nimi. Przez chwilę jechałem za zielonym chevroletem główną ulicą w kierunku Betanii, gdzie mieszkali moi rodzice. Potem ich zgubiłem.
Byłem zły na siebie i na Szin Bet. W filmach takie sceny wyglądają inaczej. Tymczasem tutaj wszystko działo się naprawdę, a w prawdziwym życiu za szpiegowanie można zginąć. Jeśli miałem śledzić uzbrojonych mężczyzn, zwłaszcza w nocy, powinienem otrzymać jakieś wsparcie. To była robota dla kilku osób, a nie zabawa w pojedynkę. Zawsze myślałem, że przy takiej operacji prowadzi się obserwację z powietrza i inwigilację satelitarną z użyciem nowoczesnego sprzętu. W tym przypadku liczyłem tylko na siebie. Mogło mi się poszczęścić – ale mogłem też dostać kulkę w łeb. Na razie nic nie wskórałem. Zawróciłem do domu z uczuciem, jakbym właśnie zaprzepaścił milionowy interes.
Nazajutrz postanowiłem, że odszukam tamten samochód. Kręciłem się po ulicach przez kilka godzin – bez skutku. Zrezygnowany podjechałem do myjni, gdzie moim oczom ukazał się. . . ten sam zielony chevrolet. Przy samochodzie stali ci sami mężczyźni. Mieli broń.
Łut szczęścia czy ingerencja Opatrzności?
W świetle dziennym mogłem im się znacznie lepiej przyjrzeć, znajdowali się też bliżej niż poprzedniego wieczoru. Eleganckie garnitury i karabiny AK47 i M16 wskazywały, że są członkami elitarnej Jednostki 17 przeznaczonej do zadań specjalnych. Właśnie ta formacja chroniła Arafata przed stale powiększającym się gronem rywali i uzurpatorów.
Coś mi tutaj nie grało. Czy na pewno byli to ci sami mężczyźni, których widziałem pod domem Mahira Udy? Co on by robił w towarzystwie uzbrojonych żołnierzy? Nic go przecież nie łączyło z Arafatem. Chyba że. . . To wszystko nie miało sensu.
Gdy odjechali, spytałem właściciela myjni, kim są ci ludzie. Wiedział, że jestem synem Hasana Jusufa, więc nie zaskoczyłem go tym pytaniem. Potwierdził, że są z „siedemnastki”. Dodał, że mieszkają w Betanii. Teraz już zupełnie nie wiedziałem, o co chodzi. Dlaczego ochroniarze Arafata mieszkają kilka minut od domu moich rodziców?
Podjechałem pod adres wskazany przez właściciela myjni i znalazłem chevroleta zaparkowanego przed domem. Popędziłem do siedziby Szin Bet i poinformowałem Loai o swoim odkryciu. Słuchał uważnie, ale jego przełożony nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
– To nie ma sensu – stwierdził. – Dlaczego ludzie Arafata mieliby stacjonować poza jego kwaterą? Coś musiało ci się pomylić.
– Nic mi się nie pomyliło! – odburknąłem. Poszczególne elementy tej układanki faktycznie do siebie nie pasowały i irytowało mnie, że nie umiem tego wyjaśnić. A teraz ktoś mi jeszcze próbował wmówić, że wszystko mi się przywidziało.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.