Baśniowe opowieści Hansa Christiana Andersena są - zaraz po Biblii i sztukach Szekspira – najczęściej przekładanymi dziełami na świecie.
Powszechnie uważa się je za niezwykle piękne, ale i dojmująco smutne utwory, przeznaczone dla najmłodszych czytelników.
Literackiego piękna tekstów Andersena nie sposób kwestionować – poetyckość jego prozy zachwyca do dziś. Natomiast z potocznymi, stereotypowymi poglądami, że to „tylko” literatura dziecięca i do tego mocno przygnębiająca, zgodzić się nie można. Swoistym dowodem takiej niezgody może być wydana niedawno publikacja „Wokół opowieści Hansa Christiana Andersena. O radości czytania” autorstwa Ewy Ogłozy.
Ta książka to prawdziwa kopalnia wiedzy na temat Andersena. Badaczce udało się pokazać słynnego twórcę nie tylko jako baśniopisarza, ale przede wszystkim jako reprezentanta swojej epoki, kogoś potrafiącego świetnie uchwycić ducha czasów, w których przyszło mu żyć. Andersenowska fascynacja nauką, filozofią, jego próby rozwikłania tajemnic ludzkiej psychiki i zrozumienia człowieczego losu… - wszystko to znajdziemy w „Wokół opowieści…”, a także – w zawoalowanej formie – w samych baśniach. Należy tylko uważnie się wczytywać, wnikliwie pochylać nad niemal każdym zdaniem, a wówczas, jak zapewnia Ogłoza wyłoni nam się „całościowy obraz świata i sytuacji człowieka”.
O jednym tylko trzeba pamiętać. By sięgać po dobre, pełne tłumaczenia tekstów Andersena. Niestety, w księgarniach sporo mamy „wersji dla najmłodszych”, a więc skróconych i ukiczowionych, w których więcej jest pstrokatych ilustracji niż słów (tak przecież precyzyjnie dobieranych przez duńskiego artystę). Warto więc wybrać np. tłumaczenia Bogusławy Sochańskiej, na których Ogłoza się opiera. To z nich można wyczytać wszystkie te piękne odniesienia do starogreckich mitów, sztuk Szekspira, czy treści religijnych od których roi się w baśniach Hansa Christiana Andersena (on sam często „pociechy szukał w Biblii, wierząc w opiekę i mądrość Boga”).
„Tak, tak! Niepojęte jest moje ja, niepojęty jesteś Ty, Boże! Cały Twój świat niepojęty, cud potęgi, wspaniałości – miłości!” – czytamy w baśni „Psyche”. W „Krasnoludku u kupca” religijnych przeżyć doświadcza nawet tytułowy skrzacik (czuje dokładnie to samo, co „odczuwamy na wzburzonym morzu, gdy w czasie sztormu chodzi po nim Bóg”). Na swój sposób modli się także mała syrenka, gdy wznosi „przezroczyste ramiona ku słońcu Boga”, wierząca, że po przemienieniu się w bajkową córę powietrza, wpłynie, na żeglującej po niebie różowej chmurze, do królestwa Pana.
Jarosław Iwaszkiewicz zwrócił przed laty uwagę na „specyficzny protestancki egzystencjalizm i pesymizm” łączący Andersena z Kierkegaardem. Rzecz jasna można według tego klucza analizować jego twórczość. Można też sięgać po Freuda, czy Ciorana, jak czasem czyni autorka „Wokół opowieści Hansa Christiana Andersena. O radości czytania”.
Ale można także np. podjąć się ułożenia, z licznych baśniowych fragmentów, swego rodzaju modlitw Andersena. O to, że dorównałyby swym poetyckim pięknem psalmom Dawida, jestem spokojny. I może to jest właśnie pomysł na ponowną, twórczą lekturę tekstów Andersena, przez dorosłych czytelników?
Owocnego czytania zatem życzę – zarówno książki Ewy Ogłozy, jak i baśni mistrza Hansa Christina.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.