Zamek piastowskich książąt, pamiętający św. Jadwigę, całe wieki drzemał w ukryciu. 163 lata temu awansował. Obsadziła go załoga Królowej. To dzięki drużynie „Naszej Pani” – Notre Dame – dziś budzi się i... wychodzi spod ziemi.
To wychodzenie – między innymi spod betonowych posadzek klasztornych – nie było łatwe. Jednak dziś przy ul. św. Marcina 12 we Wrocławiu widać coraz wyraźniej przebieg murów sprzed stuleci. Siostry Szkolne de Notre Dame, które przybyły do stolicy Dolnego Śląska 15 października 1851 roku, wiedziały, że ich nowa posiadłość ma książęcą przeszłość. Do niedawna nie zdawały sobie jednak sprawy, jak wielkie skarby mają choćby we własnej pralni czy ogródku. Tam, gdzie kiedyś stały pralki, dziś krążą turyści; obok grządek z dyniami i kwiatowych rabatek pracują archeologowie.
Tysiącletni labirynt
– Relikty zamku były badane już 30 lat temu – mówi prof. Małgorzata Chorowska, nawiązując do prac prowadzonych przez prof. E. Małachowicza i dr. Cz. Lasotę. – Doszło wtedy do spektakularnych odkryć. Działania te były jednak prowadzone jedynie sondażowo, punktowo. Kiedy kilka lat temu siostry rozpoczęły remont swojego domu, pojawiła się możliwość szczegółowych badań. Zgromadzenie podjęło ważną decyzję o ekspozycji zamkowych reliktów. W ubiegłym roku, dzięki dotacji z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, możliwe było dalsze prowadzenie wykopalisk.
Prawdę mówiąc, laikowi nie jest łatwo „rozgryźć” plątaninę odkopanych murów. Pozostałości starego grodu z X wieku, zamek, który przechodził bodajże 7 faz przebudowy – a potem dwie kolejne, gdy w jego pozostałościach tworzono mieszkania kanoników, późniejsze, wciąż zmieniające się budowle… To wszystko zrosło się w jedną niezwykłą całość, wymagającą dziś żmudnego odszyfrowywania. Wiadomo, że zamek zajmował cały północno-zachodni kraniec Wyspy Tumskiej, miał powierzchnię 900 mkw.
Agata Combik /foto gość
Najnowsza część wykopalisk w ogrodzie sióstr. W przyszłości będą odpowiednio wyeksponowane
Pani profesor wyjaśnia, że najstarsza jego część powstała w XII w., na terenie wcześniejszego grodu, za czasów Bolesława Wysokiego. Stanowił ją wielki, okrągły budynek o średnicy 25 m. Filar, na którym się wspierał, miał – bagatela – 3 m średnicy. – Była to kaplica albo wieża z kaplicą umieszczoną na którejś z kondygnacji. Znajdowała się w miejscu strategicznym, przy wale podgrodzia (ten wał ukazał się w czasie prowadzonych ostatnio wykopalisk). Oprócz niego budowlę otaczał jeszcze jeden mur.
– Wiemy, że cegły, z których wzniesiono ową wieżę czy kaplicę, zostały wykonane z wykorzystaniem dokładnie takich samych ramek, jak cegły klasztoru w Lubiążu, fundowanego przez Bolesława Wysokiego. Na Śląsku mieliśmy pierwsze zastosowanie cegły na terenie dzisiejszej Polski. Pochodziły z warsztatu książęcego lub cysterskiego. Książę sprowadził cystersów z Pforty i wtedy technologia wypalania cegły pojawiła się na Śląsku – tłumaczy M. Chorowska.
Z komnatą Świętej
Podczas Mszy św. dziękczynnej, za dotychczasowe prace w domu Notre Dame w 163. rocznicę przybycia sióstr do Wrocławia, abp Józef Kupny przypomniał związki tego miejsca ze św. Jadwigą Śląską. Musiała bywać na zamku, a legenda mówi, że w pomieszczeniu zwanym dziś Komnatą św. Jadwigi siedziała przy – widocznym do dziś – oknie, rozdając chleb. Co ciekawe, siostry przed laty przybyły do Stolicy Dolnego Śląska w przeddzień jej liturgicznego wspomnienia.
Jaki zamek mogła znać? Wspomniana wieża, 18-boczna, została z czasem częściowo rozebrana i niejako przecięta podłużnym pałacem. – Dzięki badaniom okazało się, że cegły z tego okresu zostały zrobione z kolei z tych samych ramek, co w kaplicy na zamku w Legnicy – gdzie Henryk Brodaty zbudował ogromną warownię z pałacem, jednym z największych w Europie – mówi M. Chorowska. I tłumaczy, jak zamek mógł wyglądać za czasów H. Brodatego i jego żony: – Znajdował się tutaj prawdopodobnie długi pałac, z pozostałościami ukrytej w środku wieży. W narożniku, do którego dochodził, wznosiła się jeszcze jakaś inna budowla wieżowa. Na terenie zamku mieściła się kaplica, obecnie leżąca częściowo pod ulicą św. Marcina, częściowo w ogrodzie sióstr. Być może jeszcze jedna kaplica znajdowała się w części rezydencjalnej.
Warownia szałwią pachnąca
Zamek rósł dalej, dzięki kolejnym książętom, zwłaszcza Henrykowi IV Probusowi – który wzniósł m.in. nową kaplicę, czyli dzisiejszą świątynię pw. św. Marcina. Jednak już od 1310 r. stopniowo jego teren przekazywany był Kościołowi. Z czasem swoje domy zaczęli budować tu kanonicy kolegiaty Świętego Krzyża. W 1851 r. przybyły siostry szkolne de Notre Dame.
Odkąd zamkowy teren trafił w siostrzane ręce, stał się miejscem narodzin mnóstwa inicjatyw od serca. Zakonnice założyły sierociniec, ochronkę, przejęły nauczanie dziewcząt w szkole katedralnej, prowadziły liceum żeńskie św. Anny, szkołę robót ręcznych i mnóstwo innych dzieł. Przeżyły trudne chwile wygnania w czasie kulturkampfu. Po II wojnie światowej rozpoczęły pracę w nowych warunkach – m.in. organizując bursę dla studentek. Od 2003 r. prowadzą świetlicę dla dzieci, a od 2013 r. ich dom jest miejscem tzw. turystyki klasztornej.
– Można u nas zatrzymać się na nocleg, na dzień skupienia. Przyjmujemy osoby indywidualne, grupy pielgrzymkowe, rekolekcyjne. W kwietniu na terenie naszego domu będzie prowadzony kurs biblijny dla katolików i ewangelików – mówi przełożona, s. Joanita Grabowy. – Dla wielu gości ważna jest związana z tym miejscem postać św. Jadwigi. I panująca tu cisza.
Można tu wstąpić, by zwiedzić relikty zamkowe albo pomodlić się w kaplicy – w tym zamku Król jest zawsze dostępny. Obecnie można tu oglądać wystawę fotograficzną, ukazującą historię zgromadzenia. To świetne miejsce na wszelakie konferencje czy wydarzenia artystyczne.
Zamkowe mury tkwią wkomponowane w piwnice i przyziemie klasztoru sióstr, wyłaniają się także z ich ogrodu – coraz piękniejszego. Ma on zresztą swoją „misję” – jest nią edukacja ekologiczna. Na rabatach znajdziesz szałwię, melisę, pachnący rumianek, obok dynię czy pomidory.
To nie koniec
Bartosz Żmuda – architekt i projektant, pomysłodawca odkrycia i wyeksponowania reliktów zamkowych – oraz kierujący pracami archeologów Eryk Wodejko mówią o złożoności zadania, jakie stało przed architektoniczno-archeologicznym zespołem. Badacze działali m.in. w klasztornych pomieszczeniach gospodarczych.
– Tu była pralnia i umywalnia, na dole kotłownia, boksy na koks, na cebulę, ziemniaki – pokazują, opowiadając m.in. o walce z upartym piecem centralnego ogrzewania, który pozwolił się usunąć z kotłowni dopiero po pocięciu go na kawałki. – Staraliśmy się wyłuskać i wyeksponować to, co najwartościowsze, przede wszystkim ceglane relikty zamku. Ich obraz stawał się coraz pełniejszy dzięki pracy archeologów. Ze względu na poziom wód gruntowych żadne sondy nie pomogły w ustaleniu wcześniej, co jest pod spodem – tłumaczą.
– Poza tym trzeba było oczywiście uwzględnić potrzeby sióstr, kwestie użytkowe. Prace ciągle trwają. Odsłonięte niedawno relikty pokazują, że to tak naprawdę dopiero początek. Mamy do czynienia z wielkim obiektem, jeśli chodzi o skalę – porównywalnym z Wawelem. Z kolei rzemiosło, owoc pracy wysokiej klasy warsztatu budowlanego, sprowadzonego zapewne z Niemiec wraz z cystersami, pozwala na porównanie z Akwizgranem.
– Chcemy połączyć, na poziomie piwnic, zewnętrzną i wewnętrzną ekspozycję reliktów w jedną salę wystawienniczą. W planach – uważam, że dotyczących niedalekiej przyszłości – jest połączenie klasztoru z kościołem św. Marcina znajdującym się po drugiej stronie ulicy – tłumaczy B. Żmuda. – Potrzebujemy 8 metrów tunelu.
Swoją drogą, przy ul. św. Marcina powinna chyba obowiązywać dworska etykieta. Gdzie nie postawisz stopy, tam trafić możesz na ukryte pod ziemią komnaty. Czy wrocławianie odkryją na nowo swój Wawel, o mało co nie królewski?
Więcej informacji: www.ndwroclaw.com, 71 322 78 67, 509 265 098
Rezydencja z najwyższej półki
Mówi prof. Małgorzata Chorowska: – Dzięki przeprowadzonym badaniom wiemy, jak wyglądał dawny gród Piastów, jak się rozwijał od X w. i jak zaczął się przekształcać w zamek. Miało to miejsce za czasów Bolesława Wysokiego, w II połowie XII wieku. Zaskakujące jest, jak bardzo był okazały. Prawdę mówiąc, nie ustępował warowni królewskiej na Wawelu. Wrocław nie był stolicą, ale w tamtym czasie, w okresie rozbicia dzielnicowego, na jakieś 80 lat z przerwami realny ośrodek sprawowania władzy przeniósł się właśnie tutaj. Henryk Probus był ostatnim z Piastów wrocławskich, którzy mieli ambicje doprowadzić do zjednoczenia Polski, mieli realne podstawy, by starać się o koronę. Książę ten przeprowadził kolejną przebudowę zamku, który w układzie całościowym zaczął wówczas przypominać założenie z Akwizgranu. W średniowieczu Karol Wielki był wzorem króla, jego cesarstwo wzorem monarchii chrześcijańskiej, wzorem pałacu – ten w Akwizgranie. Wiemy, że wrocławianie w średniowieczu do Akwizgranu pielgrzymowali – czego dowodzą choćby znaki pielgrzymie wykopane w czasie badań na Nowym Targu.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.