Walizki pełne ciężkiego sprzętu, trujące opary rtęci i jodu, skomplikowany system podpórek, długi czas naświetlania. Dawni mistrzowie fotografii za swoją pracę gotowi byli oddać... życie.
XIX-wieczna Lady Gaga i haluksy
Zrobienie fotografii okupione było wieloma wyrzeczeniami i wysiłkiem nie tylko fotografów, ale także modeli. Czas naświetlania był bardzo długi. Początkowo fotografowani musieli wytrzymać bez najmniejszego drgnienia przez kilka minut. Jak reagowali na obiektyw aparatu?
– Nie uśmiechali się, byli nieco przerażeni. Dłonie opierali sztywno o kolana. W pierwszych zakładach fotograficznych istniał cały system podpórek, pozwalających osobom fotografowanym ustać bez ruchu. Wszystko po to, by drżenie ręki nie utrudniało uzyskania ostrości – wyjaśnia K. Kurkowska.
W ciągu dnia fotograf był w stanie wykonać zaledwie... dwa zdjęcia. Samo wyłożenie ciężkiego sprzętu z kilku walizek i uruchomienie go zajmowało godziny. Z tych powodów fotografia początkowo była przeznaczona jedynie dla najbogatszych – gdańskich patrycjuszy, ówczesnych milionerów i... celebrytów. Do naszych czasów zachowało się zdjęcie eleganckiej, ubranej w krynolinę młodej kobiety. To Hortensja Schneider – najsławniejsza wówczas diwa operetkowa, która przyjechała na tournée z Paryża. Sfotografowali ją najprawdopodobniej bracia Dillerowie w zakładzie przy dzisiejszej ulicy Ogarnej.
– Schneider można porównać do dzisiejszej Lady Gagi. Była to gwiazda dużego formatu – mówi I. Dunajski. Zdarzały się także sesje sponsorowane. Tak było w przypadku gdańskiej „Pomarańczarki”. Na fotografii widać biedną handlarkę z ul. Piwnej. Do zakładu fotograficznego przyszła boso, z koszem produktów i chustą na głowie. Zdjęcie jest naturalistyczne. Ukazuje pooraną zmarszczkami twarz staruszki oraz stopy z wystającymi haluksami. – Za fotografię mógł zapłacić malarz lub jakiś badacz kulturowy. Wystarczyło mu jedno zdjęcie, żeby namalować obraz. Uboga kobieta mogła resztę odbitek zachować na pamiątkę – tłumaczy I. Dunajski.
Bitwa o gdańskie zabytki
Rozwój technik fotograficznych nabierał rozpędu. Pojawiła się kalotypia, czyli metoda negatywowa, a następnie techniki suchego i mokrego kolodionu. Ta ostatnia pozwalała na uzyskanie dowolnej liczby odbitek. Z każdym kolejnym rokiem powstawało coraz więcej zakładów. W 1863 r. w Gdańsku istniało ich aż 16. Niektóre utrzymywały się tylko kilka miesięcy.
– Praca fotografa była coraz mniej opłacalna. Fotografować można było tylko w świetle dziennym, czyli przez kilka godzin. Jeśli ktoś nie był artystą i nie miał wyrobionej marki, raczej nie mógł liczyć na zbyt wielu klientów i bankrutował – wyjaśnia I. Dunajski.
Większa konkurencja sprawiła, że ceny za usługę zaczęły spadać. Jeszcze w 1863 r. w zakładzie A. Ballersttäd za dwa talary otrzymywało się 6 portretów, a już w 1864 r. za tę samą cenę fotograf oferował ich 12. Obniżenie cen oznaczało, że na zdjęcie portretowe mogli pozwolić sobie nie tylko bogaci, ale też zwykli mieszczanie. Rozpoczęła się walka o klienta, którego próbowano przyciągnąć na wszelkie sposoby.
– Pojawiły się pierwsze wizytówki. Fotografowie zaczęli tworzyć coraz ciekawsze reklamy swoich atelier. Oferowali na przykład fotografowanie nagrobków, wystaw rolniczych czy właścicieli sklepów przed witrynami – opowiada I. Dunajski. Jednak dla pokolenia młodych fotografów bardziej od zysku liczyły się pasja i nietypowa misja, której się podjęli – ochrona gdańskich zabytków. W tym szczególnie zagrożonych zniszczeniem charakterystycznych przedproży na ul. Długiej.
– Ostatecznie usunięto je pod pretekstem poszerzenia ulicy i stworzenia miejsca dla pieszych – mówi K. Kurkowska. – W rzeczywistości chodziło o dogodzenie ówczesnych deweloperom – uzupełnia I. Dunajski. – Fotografowie pokazywali taki Gdańsk, jaki najbardziej im się podobał, z piękną, historyczną architekturą. Prezentowali najważniejsze zabytki miasta, świadczące o jego potędze i unikalności. Wiedzieli, że być może nie wszystkie uda im się uratować od zniszczenia, ale chcieli zachować je w pamięci, dla przyszłych pokoleń gdańszczan – podkreśla K. Kurkowska. Zapewne nie przypuszczali, że 80 lat później Gdańsk w wyniku II wojny światowej stanie się ruiną, a ich zdjęcia posłużą do odbudowy miasta w kształcie, jaki dzisiaj znamy.
Jedyna taka w Polsce
Więcej informacji na wystawie „Pionierzy gdańskiej fotografii”. Unikatową w skali kraju ekspozycję oglądać można do 2 października w Sali Morskiej Ratusza Głównego Miasta Gdańska, codziennie od wtorku do niedzieli. Na wystawie dostępne są książki autorstwa Ireneusza Dunajskiego: „Fotografia w Gdańsku 1839–1862” oraz „Fotografia w Gdańsku 1863–1867”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.