W ostatnich latach amerykańskie kino niezależne eksploruje temat dzieciństwa i jego końca („Bestie z południowych krain”, „Moonlight”). Kiedy i dlaczego koniec dzieciństwa ma miejsce? Czy zawsze musi być brutalny? A może w jakiś sposób świat dorosłych takim go czyni.
We „Florida Project” Seana Bakera dzieciństwo od samego początku jest zderzane z dorosłością. Beztroska, zabawa, czas kiedy wszystko może być przygodą, wszystko jest odkryciem. Obserwacja – zwykłych dla dorosłego – krów na łące, może być safari. Granicą jest wyobraźnia.
Czym jest w tym filmie dorosłość? Każdy ma szefa. Kogoś, kto ruga, zwraca uwagę. Kogoś, dla kogo wykonywana praca podwładnego jest ciągle niedoskonała, pomimo starań.
Bycie szefem również nie jest satysfakcjonujące. Wiąże się z codzienną walką z podwładnymi, lub klientami, frustracją.
Dorosłość jest również czasem, w którym nawet przyjaźń nie jest niczym pewnym, trwałym, ugruntowanym. Zawsze wygrywa chęć zapewnienia bytu sobie, dzieciom. Łatwo jest osądzać. Łatwo zaprzepaścić udaną relację.
Jest to również czas poniżenia, żebrania w opiece społecznej. Samodzielność jest bowiem trudna, nie zawsze daje się pogodzić z legalnością działań. A przecież nie można próbować ciągle od nowa. I nawet chwile radości – nocna kąpiel w hotelowym basenie, poranna wizyta flamingów, którą można żartobliwie skomentować – nie oddaje tego, co zostaje zabrane.
Ludzie w ogóle zdają się odbierać komfort. Ci poznani powodują wieczne zmartwienie. Nawet jeśli nic z nimi nie łączy.
Życie dorosłe to ciągła próba uniknięcia zagrożeń.
Dzieci w swej niewinności, nieświadomości również są zagrożone. Dorośli muszą je chronić przed czyhającymi ciągle, z wielu stron, zagrożeniami. To wydaje się poniekąd rola rodziców, ale ci nie mogą być ciągle obecni.
Teoretycznie istnieje wiele sposobów na bycie dorosłym. Niewiele jest jednak tych akceptowalnych. Wybranie drogi, która nie budzi powszechnego uznania kończy się tragedią. Są tacy, którzy wiedzą lepiej co jest dobre dla dorosłych i dla dzieci, mają prawo – a może muszą – tak uważać. Nawet jeśli fakty, ich zachowanie, nie do końca to potwierdzają.
Ale te dwa światy nie są oddzielone. Spotykają się. Dzieciństwo musi się skoczyć. Zawsze brutalnie. Stąd ucieczka.
Akcja filmu toczy się na obrzeżach Disneylandu. W tanich motelach. Jakby na śmietnisku tuż obok największego na świecie parku rozrywki, symbolu zbytku, mitycznej krainy, która przywodzi na myśl szczęśliwe dzieciństwo. Finałowa scena zdaje się rehabilitować eskapizm, o który często bywa oskarżana sztuka popularna, której filmy z wytwórni Disneya są częścią. Ucieczka nie musi być banalna. Czasem jest jedynym ratunkiem przed otaczającym, wydarzającym się złem. Każdy chciałby mieć możliwość – choć od czasu do czasu – uciec, a przynajmniej móc taką ucieczkę wspominać.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.