O wybitnej sztuce, kiepskiej edukacji i finansowaniu kultury z ministrem Bogdanem Zdrojewskim rozmawia Szymon Babuchowski.
Czy to znaczy, że winę za kiepski odbiór sztuki wśród Polaków ponosi przede wszystkim szkoła?
– Niestety tak, choć nie tylko. Dziś mamy świadomość, iż kilkanaście lat temu popełniono błąd, usuwając edukację kulturalną ze szkół podstawowych. Pozbyliśmy się fenomenalnej kadry, która uczyła najmłodszych widzów odbioru sztuki. Dziś, dzięki decyzjom z ubiegłego roku, muzyka i plastyka wracają do szkół, jako przedmioty obligatoryjne. Straty, jakie ponieśliśmy, są jednak ogromne i dla wyżu demograficznego praktycznie nieodwracalne. Roczniki 1983–1985 to była pierwsza grupa, która nie miała przedmiotów artystycznych w szkołach podstawowych. Natomiast w szkołach średnich były przedmioty do wyboru, np. wiedza o sztuce, teatrze lub filmie, ale było to raczej rozwijanie hobby niż kształcenie fundamentalne.
A może przyczyną jest też sposób nauczania tych przedmiotów, oparty na teoretycznej wiedzy? Młodzi ludzie wkuwają życiorysy kompozytorów, ale nikt ich nie uczy śpiewania.
– To prawda. Ale efektem widzenia słabości było wyrzucenie całej edukacji zamiast wprowadzenie niezbędnych korekt. Dziś absolwenci liceów nie są w stanie nawet docenić klasy, wysiłku wielu artystów, bo nie dotknęli tej aktywności ani też nie zdążyli się z nią zapoznać. Jeszcze dwadzieścia lat temu w co czwartym domu była osoba grająca na jakimś instrumencie. Nie szkodzi, że amatorsko, bez nut, ale mimo wszystko. Obecnie ta grupa skurczyła się o jakieś 60–70 proc. Nie umiemy grać na instrumentach, a przez to nie jesteśmy w stanie docenić także klasy tej grupy, która w zawodach artystycznych pracuje profesjonalnie.
Myślę, że winne są także media publiczne, teoretycznie powołane do tego, żeby kultury wysokiej nas uczyć. W tej chwili upodobniły się one bardzo do mediów komercyjnych. Wszędzie to samo: seriale, głupawe teleturnieje, tańce na lodzie…
– Ma pan rację. Telewizja publiczna w Polsce odpowiada w znacznym stopniu za edukację, za popularyzację tego, co wymaga większego wysiłku w odbiorze. Ale trzeba pamiętać o tym, że w latach 70. i 80. były wyłącznie dwa programy. Ludzie nie mieli wyboru. Łatwiej było np. za pośrednictwem Teatru Telewizji zachęcić do oglądania sztuk teatralnych. Obecnie telewizja publiczna jest zmuszona do rywalizowania ze stacjami prywatnymi, dlatego stara się znaleźć takie propozycje programowe, które będą ściągały dużą publiczność. Zgadzam się, że przez to czyni się krzywdę wszystkim. Nie chciałbym jednak definiować kultury wysokiej w opozycji do rozrywki, dlatego że te dwa obszary jednak się przeplatają. Także program rozrywkowy może być na wysokim poziomie muzycznym i tekstowym. Jednak aby widz wybierał programy ambitniejsze, musi być do tego przygotowany. Dlatego tak wielki nacisk kładę na edukację. To jest zadanie nie tylko szkoły, ale dla każdej instytucji artystycznej. Uważam, że każda taka instytucja, która pobiera środki publiczne w Polsce, musi mieć program dla dzieci. Bez względu na to, czy to jest muzeum, teatr czy filharmonia.