- Przyjeżdżamy tutaj cieszyć się swoim dziedzictwem. To jest nasza siła - mówiła prof. Teresa Smolińska w Izbicku.
Wojewódzki konkurs gwary śląskiej „Śląskie Beranie” organizowany przez szkołę podstawową w Izbicku odbył się dzisiaj po raz 29.
- Uczestniczę w tym konkursie od początku. Nisko kłaniam się organizatorom, że kontynuują to dzieło. Cała siła tego konkursu polega na tym, że nie tylko potrafimy zachęcić dzieci i młodzież do uczestnictwa, ale że nauczyciele przygotowujący dzieci, dyrekcje szkół i lokalne środowiska z tym się identyfikują. Myślę, że państwo czują wagę tej sprawy. Przy dzisiejszej presji politycznej, dzielenia nas, wskazywania, kto jest lepszy a kto gorszy, okazuje się jak wielka jest siła języka domowego, czyli gwary. Ale przecież nie tylko o język chodzi, a także o całą otoczkę kulturową ze zwyczajami, obrzędami, wierzeniami. To jest nasze dziedzictwo. Dopóki potrafimy to wskrzesić, mówić o tym, cieszyć się z tego i pielęgnować, to jest dobrze. To nie jest tylko zabawa. My przyjeżdżamy tutaj cieszyć się swoim dziedzictwem. To jest nasza siła - powiedziała prof. Teresa Smolińska, przewodnicząca jury, podsumowując przebieg konkursu.
W tym roku w konkursie wzięło udział 42 wykonawców indywidualnych (w kategoriach wiekowych od przedszkola do dorosłych) i 19 zespołów, które zaprezentowały mini-przedstawienia. - W porównaniu do dwóch poprzednich konkursów, które odbywały się w formie zdalnej, w tym roku jest znacznie więcej uczestników. Cieszymy się, że jest taka frekwencja - prawie 180 uczestników. Choć zauważam też, że gwarę coraz rzadziej słychać - mówi dyrektor izbickiej szkoły i organizator konkursu Sylwester Kuczma. Najmłodszym uczestnikiem był trzylatek Marcel Herman, który przyjechał z mamą Justyną z Otmic.
Spora część przedstawień nawiązywała do tradycji religijnych. W kategorii klas I-III pierwsze miejsce zdobyli bracia Florian i Cyprian Kubisowie z Dobrzenia Wielkiego opowiadający o tym, jak wielkie znaczenie w życiu tej społeczności odgrywał odpust św. Rocha i życie parafialne. - Cała nasza lokalna dobrzeńska społeczność opiera się w zasadzie na św. Rochu. Czas się u nas liczy „przed św. Rochem” i „po św. Rochu”. W domu mówimy po śląsku, gwarą, pielęgnujemy ją w rodzinie. Chłopcy też oczywiście mówią po śląsku. To jest nasza normalna mowa. To jest dla mnie naturalne, sam tak zostałem wychowany i z sąsiadami Ślązakami też mówiło się po śląsku - powiedział "Gościowi Opolskiemu" Michał Kubis, tata chłopców. Dialog między opą a wnukiem wykonywany przez Floriana i Cypriana napisała ich mama Martyna, a reżysersko przygotowała nauczycielka Anna Świtała.
Oprócz scen przypominających śląską tradycję - znakomite, także śpiewane przedstawienie pokazała młodzież z Żędowic opowiadająca o dawnych zwyczajach weselnych - pojawiły się także zabawne śląskie trawestacje bajek o Czerwonym Kapturku (Mechnica) czy Królewnie Śnieżce (Izbicko). Była także autorska opowieść (autorką znana poetka Ada Jarosz) zagrana przez dzieci z Krośnicy o tym, jak Lojzik Buchta vel „Brząkalik” (bo grający na cyji) poszedł do nieba, a tam nauczył wszystkich aniołów oraz świętych śpiewać i godać po śląsku tak, że nie chcieli już w ogóle inaczej się odzywać.
Andrzej Kerner /Foto Gość Florian i Cyprian Kubisowie z Dobrzenia Wielkiego, ich nauczycielka Anna Świtała i tato Michał.Wyniki konkursu na następnej stronie
Więcej o "Śląskim Beraniu" przeczytacie także w wydaniu papierowym "Gościa Opolskiego" nr 21/ 28 maja.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...