– Myślą, że jak ktoś jest z Warszawy, to chłopki z Łowicza się go przestraszą – mówi Anna Staniszewska.
W głosach chórzystów słychać, jak „Bóg się rodzi”. Kiedy balet tańczy „Krzesanego”, wykrzesuje iskry spod stóp. A w koszule i bluzki w róże podczas każdego występu wsiąkają hektolitry potu.
To pozdrowienie okazało się silniejsze od totalitaryzmu i sekularyzacji. Przetrwało także w epoce Facebooka. Jest błogosławieństwem.