Na płytach Blu-ray i DVD ukazał się "American Hustle" – obsypany oscarowymi nominacjami film, w którym… wszystko jest inaczej.
Nie sposób zliczyć tych obrazów w historii kina, których bohaterami byli oszuści, fałszerze i inni cwaniacy, próbujący „ugrać swoje” i nie dać się wykiwać innym. Spektakularne skoki na banki, porwania, ucieczki, strzelaniny – zwykle w produkcjach tego typu roi się od podobnych scen i wątków.
W „American Hustle” jest inaczej. To bardziej dramat psychologiczny, więc jego twórcy koncentrują się raczej na przeżyciach, emocjach i rozmaitych „achillesowych piętach” bohaterów.
Co z tego, że w interesach potrafią wyrolować każdego, skoro kompletnie nie radzą sobie w życiu rodzinnym, uczuciowym? Cóż im po kolejnym skasowanym czeku, jeśli prywatne problemy sprawiają, że nie mogą w pełni się nim nacieszyć?
Co gorsza, ci, których próbują oszukać, czy zmanipulować, często wcale nie są im obojętni. Przyjaźń, miłość, sympatia… - jak wrolować osobę, do której zaczyna się coś czuć? Z którą wytworzyła się jakaś niespodziewana więź.
Przedziwną historię postanowił opowiedzieć nam David O. Russell - reżyser i współscenarzysta „American Hustle”. Co ciekawe, ujął ją w formę swego rodzaju widowiska kostiumowego. Akcja filmu toczy się bowiem na przełomie lat ’70 i ’80, dzięki czemu mamy okazję zobaczyć na ekranie istną rewię mody z tamtego okresu. To co niegdyś wydawało się telewizyjnie kiczowate (seriale typu „Dallas”, czy „Dynastia”), w kinie po raz kolejny wygląda imponująco (przed laty scenografią i kostiumami zachwycał np. Martin Scorsese w „Kasynie”, teraz w jego ślady poszedł Russell).
W pewnym sensie do swej roli w „Kasynie” nawiązuje tutaj także Robert DeNiro, ponownie wcielając się w mafiosa parającego się hazardem, ale chyba, w symboliczny sposób, robi tutaj coś jeszcze. W swej jedynej scenie w filmie „przekazuje pałeczkę” Christianowi Bale’owi.
Aktorzy kilkakrotnie, w znaczący sposób, spoglądają na siebie i ma się wrażenie, że stary gwiazdor (dodatkowo postarzony charakteryzacją) abdykuje na ekranie na rzecz młodszego, równie zdolnego artysty, który od jakiegoś czasu jest nowym ulubieńcem widzów i krytyków.
Bale z DeNiro odegrali swoją scenę popisowo, ale przecież nie tylko oni błyszczą w „American Hustle”. Znakomitą kreację stworzyła zdobywczyni Oscara, Jennifer Lawrence, a nie gorzej poradzili sobie Jeremy Renner, Louis C.K, Amy Adams i Bradley Cooper.
Jedyny zarzut jaki mógłbym mieć do Russell, dotyczyłby tempa. Opowiadana przez niego historia niestety trochę się ciągnie, ale znowu ratuje go ścieżka dźwiękowa. Roi się na niej od znakomitych piosenek i kompozycji, które kilka razy bohaterowie brawurowo odśpiewują na ekranie.
Zabawne, biesiadne kołysanie się Bale’a i Rennera w rytm hitu „Delilah” z repertuaru Toma Jonesa, czy absurdalne, niemalże musicalowe wykonanie „Live and let die” grupy Wings przez Jennifer Lawrence zapadają w pamięć na długo.
Warto sięgnąć po płytę – zarówno tę z filmem, jak i z soundtrackiem.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...