Pudła i pojemniczki. Na każdej półce kartki i deski. W kubkach pędzle, gdzieniegdzie stoją pigmenty. Są też jajka i białe wino do przygotowania tempery. Ale nawet taki arsenał bez słowa Bożego jest bezużyteczny.
Oczywiście w czasie dziecięcych warsztatów modlitwa jest również obecna. – Rozpoczynamy modlitwą, czytamy Biblię, następnie modlimy się w trakcie pisania, bo przecież o to chodzi w procesie powstawania ikony – o kontakt z Bogiem żywym. Nie adoruje się kawałka drewna, ale postać kryjącą się za wizerunkiem, dlatego postrzegam ikonę jako drzwi, które otwierają nam drogę do Jezusa właśnie przez modlitwę, kontemplację i wyciszenie – podkreśla ikonopisarka.
Przyznaje, że miała to szczęście, iż pierwszą ikonę św. Mikołaja napisała pod kierunkiem ks. mitrata Leoncjusza Tofiluka, twórcy Studium Ikonograficznego w Bielsku Podlaskim. Ikona napisana jest poprawnie, a w czasie jej powstawania zachowane zostały wszelkie kanony – włącznie z tymi dotyczącymi ubioru ikonopisa. Od momentu warsztatów w Bielsku Podlaskim pani Ewa cały czas chciała podnosić swoje kwalifikacje i szkolić rzemiosło. Organizowała warsztaty, wystawy, poszukiwała ikonopisów, którzy mogliby podzielić się swoimi umiejętnościami. Wspomina, jak zafascynowana ikonami po pierwszych warsztatach w Słupsku pojechała do tartaku za Wejherowem.
– Kupiłam pół metra wysuszonej lipy – z tyłu była jeszcze kora. Bo gdy bierzesz drzewo z lasu i piszesz na tym ikonę, to tak, jakbyś przywracał Bogu miejsce tu, w tym świecie. W końcu to jest jego lipa, a nam się wydaje, że cały świat należy do nas. Bóg w naszym mniemaniu stracił prawo własności wszystkiego, co ziemskie – nawet człowiek już nie jest Jego – mówi ikonopisarka.
Pisała i rozdawała kolejne ikony. – W pewnym momencie dotarło do mnie, że nie samo rzemiosło jest najważniejsze. Owszem, ikonopis jest rzemieślnikiem i nie da się tego rozgraniczyć, ale przychodzi taki czas, że zauważasz, jak ikona „sama spływa” na deskę. Ty się trudzisz, bo uczysz się prowadzenia linii, cieniowania, próbujesz, zaczynasz od początku, ale i tak niczego nie zdziałasz, jeżeli Bóg ci w tym pisaniu nie pomoże – mówi. Jednak gdyby nie warsztaty lectio divina, byłaby nadal „tylko” rzemieślnikiem. – Tam zrozumiałam, że czytanie słów zawartych w Biblii nie wystarczy. Ze słowem należy się spotkać. Ono skierowane jest do ciebie, jest żywe, a ty musisz dać się dotknąć temu słowu – najlepiej prosto w serce – podkreśla kobieta. To dotknięcie słowa sprawia, że ikona zaczyna patrzeć na nas.
– Jak zawsze w środku nocy dopracowywałam szczegóły na ikonie Pantokratora. W pewnym momencie zobaczyłam, że pisana przeze mnie twarz Jezusa „przemówiła”. I już nie musiałam poprawiać kolorów na szatach, przestałam cyzelować włosy na głowie, bo obraz był skończony – na tej zwykłej lipowej desce zobaczyłam twarz żywego Boga – mówi pani Ewa.
Pisanie ikon to proces złożony – może trwać „chwilę” albo nawet kilka lat. – Od 10 lat piszę ikonę zstąpienia do Otchłani, jest mi szczególnie bliska, ale jakoś nie mogłam nigdy przebrnąć przez zbyt dużą liczbę umieszczonych na niej szczegółów. Bo i tak bywa, że mimo szczerych chęci i modlitwy, ikona nie wychodzi. Jakiś czas temu pochłonęły mnie ikony o. Marca Rupnika i tam znalazłam wzór, który mogę nazwać „moim” – jest świeży, bo odbiegający od klasycznych przedstawień – tłumaczy.
Dziedzictwo wieków
Historia ikon sięga czasów Bizancjum. – Dlatego są dziedzictwem chrześcijaństwa. Człowiek od zawsze szukał sposobu, aby przedstawić swoją wiarę, a sztuka przyszła mu z pomocą. Można w niej bowiem zawrzeć pewne symbole, które Biblia przekazuje słowem, a my na ikonie możemy to przedstawić jako obraz – podkreśla E. Sielicka.
Kościół wschodni do dziś przechował żywą tradycję związaną z ikonami. W Kościele greckokatolickim w centrum każdej liturgii znajduje się właśnie ikona, a ikonostas wprowadza wiernych w mistyczną tajemnicę dziejącą się w miejscu ołtarzowym. – Ikona jest integralną częścią wystroju świątyni, w której sprawowane są liturgia i wszystkie inne nabożeństwa. Bez jej obecności trudno sobie wyobrazić modlitwę, gdyż jest objawieniem i obecnością w naszym życiu świata nadprzyrodzonego – świata niebieskiego. Wpatrując się w ikony, możemy już tu, na ziemi, doświadczyć nieba, do którego przecież każdy z nas zmierza. Bo w ikonie są moc i łaska Boża. To objawiony, a nie przedstawiony obraz przebóstwionego świata, którego można „dotknąć” – podkreśla ks. mitrat Józef Ulicki, proboszcz greckokatolickiej parafii św. Bartłomieja w Gdańsku.
– W Kościele wschodnim ikona postrzegana jest jako łącznik człowieka z Bogiem. Ale i u nas, w Kościele katolickim, ikona powraca – dodaje E. Sielicka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...