Jak to możliwe, by w tak krótkim, zaledwie 38-letnim życiu stworzyć aż tyle arcydzieł? To pytanie ciśnie się na usta, kiedy ogląda się wystawę poświęconą Stanisławowi Wyspiańskiemu w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Wystawa to niezwykła, bo pokazująca wszystkie najważniejsze dzieła Wyspiańskiego z kolekcji krakowskiego muzeum. A dodać trzeba, że nie ma drugiego takiego zbioru prac tego artysty na świecie. W MNK jest ich prawie tysiąc, tym razem pokazano blisko pięćset. – To największa wystawa, jaką kiedykolwiek miał Wyspiański – podkreśla Magdalena Laskowska, kuratorka ekspozycji.
Kameralny i monumentalny
Kuratorki – Magdalena Laskowska i Danuta Godyń – podzieliły całość na siedem bloków tematycznych, które wypełniają kolejne muzealne przestrzenie. Najpierw wchodzimy do „domu” malarza, a więc oglądamy obrazy, na których widnieją postaci najbliższych – żony i dzieci: „Autoportret z żoną”, „Macierzyństwo”, portret Helenki czy „Śpiące dziecko – Mietek”. Z kameralnej przestrzeni przechodzimy od razu do dwóch sal, w których znajdują się monumentalne dzieła artysty, przygotowane dla kościoła oo. franciszkanów w Krakowie – projekty dekoracji malarskiej i witraży, nigdy dotąd nie pokazywane w komplecie.
Wielką atrakcją ekspozycji są trzy wersje słynnego witrażu „Bóg Ojciec – Stań się” – w ołówku, pastelu i oleju. Wersja olejna jest tak duża, że nie mieściła się w przestrzeni wystawienniczej, dlatego zostanie zaprezentowana osobno, na pierwszym piętrze. Obejrzeć będzie można też projekty ostatecznie przez Wyspiańskiego nie zrealizowane, m.in. witraż z trzema ascetycznie przedstawionymi klaryskami: błogosławionymi Salomeą i Jolantą oraz świętą Kingą. Ten właśnie witraż stał się przyczyną konfliktu Wyspiańskiego z franciszkanami, którzy – według relacji Władysława Ekielskiego – twierdzili, że mniszki w tym ujęciu są „za brzydkie”, a „kanony nie pozwalają umieszczać w kościele nic szpetnego”. Ostatecznie artysta zaproponował nową wizję, przedstawiającą wyłącznie bł. Salomeę.
Oczywiście krakowska wystawa nie pokazuje Stanisława Wyspiańskiego wyłącznie jako malarza. Dział „Historia i pamiątki” przedstawia go np. jako konserwatora i restauratora zabytków. Fascynujące są dzieje prac artysty w krakowskim kościele św. Krzyża. – Miał zaprojektować do niego dekorację malarską, jednak już na początku remontu w świątyni odkryto renesansowe polichromie, dlatego Wyspiańskiemu przypadła rola „inwentaryzatora” – opowiada Magdalena Laskowska.
Tytan zorganizowany
W części zatytułowanej „Teatr narodu” znajdują się m.in. dwa wielkie projekty – cykle witraży do katedry lwowskiej i krakowskiej. Niezrealizowane wizje artysty znalazły na wystawie godne miejsce. Zespół pod kierownictwem Bartosza Haducha, który zaaranżował przestrzeń ekspozycji, przeznaczył dla nich specjalne „katedry” w postaci wolno stojących prostopadłościanów. Zwiedzający mogą do nich wejść jak do świątyni. Niezwykle pomysłowo został zaprezentowany witraż „Polonia”, przeznaczony do katedry lwowskiej. Ustawione pod odpowiednim kątem gigantyczne lustro, w którym odbija się dzieło, wywołuje złudzenie optyczne. Dzięki niemu łatwiej wyobrazić sobie, jak mógłby wyglądać ów witraż w miejscu swego przeznaczenia.
Wrażenie robi także makieta planowanej przez Wyspiańskiego i Ekielskiego przebudowy Wawelu, dla której inspiracją stał się m.in. zamek ateński. Przebudowane wzgórze miałoby mieścić w sobie m.in. obie izby parlamentu, teatr, akademię umiejętności czy stadion. W tym samym dziale znajdujemy eksponaty związane z typografią – ukazujące Wyspiańskiego jako projektanta książek. Również w tej materii okazuje się on twórcą arcydzieł. Wszystko tu jest ważne: kwiatowe winiety, dobór czcionki i papieru, ilustracje i światło. A przecież to niejedyna „użytkowa” aktywność artysty. Zajmował się on także aranżowaniem wnętrz budynków użyteczności publicznej: świetlicy Towarzystwa Artystów „Sztuka” czy Domu Lekarskiego. Zaprojektował meble do mieszkania państwa Żeleńskich, których właściciele pozbyli się zresztą prędko, bo okazały się niewygodne. Tak zaaranżowane mieszkanie znany ze złośliwości Tadeusz Boy-Żeleński wspominał później jako „małą filię Muzeum Narodowego, osobliwość Krakowa”. Dziś część tych mebli faktycznie znajduje się w Muzeum Narodowym i można je również oglądać na wystawie.
Gdy przemierzamy muzealne sale, na usta ciśnie się pytanie: jak to możliwe, by w tak krótkim, zaledwie 38-letnim życiu stworzyć aż tyle arcydzieł, i to w tylu różnych dziedzinach sztuki? – Wyspiański wiedział, że umiera, i w swoim raptularzu zapisywał, dzień po dniu, to wszystko, co robił – mówi Magdalena Laskowska. – Ilość tych aktywności oszałamia. Był tytanem pracy, a jednocześnie człowiekiem bardzo zorganizowanym. Jego sztuka jest bardzo spójna. Wszechstronność pozwalała mu na swobodne przechodzenie między sztukami.
Gdy śnieg traci biel
Część wystawy zatytułowana „nie Paryż, tylko Kraków” podkreśla nierozerwalny związek artysty – który, bądź co bądź, niemały kawał świata zwiedził – z dawną stolicą Polski. Widok z okna swojej pracowni przy ulicy Krowoderskiej 79 na kopiec Kościuszki Wyspiański uczynił przedmiotem wnikliwego studium, przedstawiając go o różnych porach dnia i roku. Dominują tu pastele – technika, w której malarz osiągnął absolutne mistrzostwo.
Podziw łączy się z żalem, że te arcydzieła powstały na jednym z mniej trwałym nośników, czyli na papierze, i to często nie najlepszej jakości. Oto dlaczego większość dzieł Wyspiańskiego z bogatej kolekcji MNK na co dzień spoczywa w magazynach – są po prostu bardzo wrażliwe na światło. – Pigmenty tracą kolory, a papier ciemnieje – wyjaśnia Łucja Skoczeń-Rąpała, konserwatorka. – Proszę spojrzeć, tutaj mamy obraz „Plamy słońca na śniegu”. Kiedyś biel papieru była jednocześnie bielą śniegu, dziś już tego efektu nie mamy. Dlatego sposób prezentacji tych obrazów i emisji światła podczas ekspozycji trzeba było bardzo mocno przemyśleć.
Wyzwań było zresztą znacznie więcej: – Niektóre obiekty są tak wysokie, że nie mieściły się w żadnej przestrzeni muzealnej – opowiada Aleksandra Kłaput, koordynatorka wystawy. – Aby móc je pokazać, przebudowaliśmy niemal całe drugie piętro. Kolejnym wyzwaniem była waga części eksponatów, która osiąga czasem ponad 200 kilogramów. Do ich zamontowania potrzeba było kilkunastu mężczyzn.
Praca nad wystawą trwała dwa lata, ale opłaciło się: zainteresowanie już teraz jest ogromne, a pracownicy muzeum zastanawiają się, jak zmieścić w harmonogramie zwiedzania wszystkie zgłaszające się grupy. Na szczęście czasu jest sporo: ekspozycja będzie czynna do 15 stycznia 2019 r., kiedy to przypada 150. rocznica urodzin artysty. Dla każdego, komu bliska jest polska sztuka przez duże „S”, obecność obowiązkowa. •
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...