„I tak cię kocham” Michaela Showaltera dowodzi, że za pomocą formuły komedii romantycznej można mówić o ważnych sprawach.
Aktor grający główna rolę gra siebie. Scenariusz napisał wspólnie z rzeczywistą odpowiedniczką filmowej Emily. Opowiadana historia jest prawdziwa.
Kumail Nanjiani jest komikiem, specjalistą od stand-upu. Jego rodzina to imigranci z Pakistanu. Do jego zawodu mają stosunek ambiwalentny. W jednej ze scen bohater żartuje nawet, że w jego kraju wyżej ceniona jest przynależność o ISIS.
Podobny stosunek rodzina głównego bohatera ma również do życia jakie ten prowadzi. Rodzice chcieliby bowiem aby ich dzieci żyły w zgodzie z kulturą i tradycją kraju przodków.
Jedną z cech kultury tamtego regionu są bowiem małżeństwa aranżowane. To rodzina wybiera mężczyźnie żonę. Gdzie miejsce na romantyzm? Wspomnienia pierwszych randek? Okaże się, że one są. Jak wszędzie czasami zaciera je czas i codzienność. Nie porównujmy jednak kultur. Nie spoglądajmy na inną przez pryzmat swojej.
Główny bohater jest więc swatany. Poznaje jednak Amerykankę. Z jednej strony ma problem - jak wytłumaczyć to rodzinie? Jak zerwać z tradycją trwającą od czternastu wieków? Z drugiej strony – jak wytłumaczyć ukochanej, że sprawa jest mniej prosta, niż się jej wydaje? Jak zrealizować niemożliwe, a przecież tak ważne – by najbliżsi byli szczęśliwi, gdy samemu się nie jest?
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że jest w tym filmie opowieść o konflikcie kultur, a nawet starciu cywilizacji. Na świecie wciąż toczy się „wojna z terroryzmem”. Główny bohater podczas występu zostaje zaatakowany za pochodzenie. Odsiecz przychodzi ze strony rodziców Emily, choć ci sami mają problem z jego pochodzeniem, zachowaniem, a nawet rozmową o wydarzeniach z 11. września 2001 roku.
Para głównych bohaterów ma między sobą wiele przeszkód – jak to w komedii romantycznej. Głownie jednak takich, które sami tworzą, nie potrafiąc powiedzieć sobie prawdy. Nie jest to sprawa łatwa, ani oczywista gdy – z powodu pochodzenia z obcej kultury – właściwie nie oczekuje się bycia zrozumianym. To, co oczywiste dla osoby wychowanej w danej kulturze, nie jest takim dla osoby będącej w niej gościem, stykającej się z nią być może pierwszy raz.
To kolejna niezwykła cecha tego filmu. To komedia romantyczna, ale bez przesadnego lukru, słodzenia. Nie dowiemy się, że miłość wszystko tłumaczy, upraszcza świat, wszystko zwycięża, doprowadza do porozumienia, że jest najwspanialsza.
Wręcz przeciwnie – to sprawa tak trudna, że aż ciężko coś mądrego o niej powiedzieć.
Tym razem jednak się udało.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.