"Władca Pierścieni" to opowieść o spełnianiu się przepowiedni, o tym, jak powstaje legenda, jak tworzy się mit, jak rodzą się bohaterowie.
Druga część trylogii Jacksona to opowieść o upadku i odrodzeniu. Jak pamiętamy, po upadku Gandalfa w czeluść Khazad-děm i śmierci Boromira Drużyna Pierścienia uległa rozproszeniu. Wszechogarniający mrok pokrywa coraz większe połacie Śródziemia. Zdaje się, że nic nie powstrzyma sił zła uosobionego przez Saurona...
Film "Dwie wieże" z 2002 roku kontynuuje opowieść o hobbicie, który z garstką towarzyszy wyrusza na wyprawę mającą ocalić fantastyczną krainę Śródziemia. Frodo, który wędruje teraz już tylko z wiernym Samem, jest coraz bardziej świadomy ciężaru odpowiedzialności za los zagrożonego zagładą znanego mu świata. Ta świadomość i pogłębiająca się w miarę zbliżania się do Czarnych Wrót Mordoru wiedza o złowrogiej mocy pierścienia sprawia, że wędrówka zaczyna przypominać dźwiganie Krzyża. Bo przecież Pierścień jest przede wszystkim wielkim brzemieniem, znakiem grzechu. W tym kontekście znakomicie mieści się w filmie postać Golluma, który unaocznia, czym naprawdę grozi poddanie się pokusie jego posiadania. Ten niesamowity, rozdarty wewnętrznie, budzący współczucie Froda i widzów stwór został wykreowany w pamięci komputerów, które przetworzyły sylwetkę i ruchy jak najbardziej realnego aktora.
Mniej dramatycznie rysuje się w filmie wątek hobbitów, Merry’ego i Pippina, którzy po ucieczce z niewoli Uruk-hai trafili w głąb tajemniczego lasu Fangorn. Spotykają tam odwiecznego pasterza drzew i jego towarzyszy, którzy nie bardzo palą się do pomocy w rozprawie z hordami Sarumana. Przekonani o własnej nieomylności, popartej wiekami doświadczeń, uważają, że w obliczu inwazji zła tylko neutralność zapewni im spokój. W stosunku do pozostałych części filmu, w którym to, co nadzwyczajne zyskuje na ekranie znamiona niezwykłego wprost realizmu, wątek entów w sferze wizualnej odstaje jednak od całości.
Najbardziej rozbudowane zostały w filmie perypetie trójki pozostałych bohaterów Drużyny Pierścienia. Aragorn, elf Legolas i krasnolud Gimli docierają do królestwa Rohanu, kolejnej ofiary inwazji armii Sarumana. Tu, wokół pozbawionego woli króla Theodena, rozgrywa się dramat zaczerpnięty jak gdyby z Szekspirowskich kronik. Smoczy Język, kreatura i szpieg Sarumana, usiłuje rozbić królestwo od środka. Sieje niezgodę pomiędzy królewską rodziną, doprowadza do wygnania syna króla i usiłuje zdobyć Eowinę, jego siostrzenicę.
Ale to tylko prolog przed oblężeniem twierdzy w Helmowym Jarze. Schroniły się tam rzesze uciekinierów z całego królestwa. Strach i zwątpienie zakradło się jednak w szeregi obrońców - 300 rycerzy i naprędce uzbrojonych cywili. W możliwość zatrzymania straszliwej armii Sarumana nie wierzy nawet sam król. I właśnie w tych dramatycznych chwilach na prawdziwego przywódcę wyrasta Aragorn. To jego postawa zdecydowała o tym, że obrońcy twierdzy, niby Spartanie pod Termopilami, walczą tak długo. Niezwykłe wrażenie wywołuje patetyczny przemarsz oddziału elfów przybywających w ostatniej chwili na pomoc obrońcom Jaru. Sekwencje bitwy przewyższają wszystko to, co dotychczas widzieliśmy w filmach o podobnym charakterze.
Druga część filmowej adaptacji Tolkienowskiej trylogii jest mroczna i pełna grozy. O wiele bardziej niż literacki oryginał. Przyczyniły się do tego zmiany wprowadzone przez reżysera. Jackson rozbudował pewne wątki, zmienił charakterystyki niektórych postaci, zbudował gęstą, momentami tchnącą rozpaczą i beznadzieją atmosferę. Tym bardziej podkreśla to efekt pierwszej wielkiej wygranej nad siłami zła, które można pokonać wbrew wszystkim okolicznościom. Nie da się tego jednak zrobić bez nadziei, woli walki i wiary w słuszność dobrej sprawy. Trylogia Tolkiena jest przecież opowieścią o upadku, odrodzeniu i zwycięstwie nad śmiercią, a jej element religijny wbudowany został w samą opowieść i jej symbolikę.
W trzeciej części filmowej trylogii obcujemy natomiast z czymś niezwykłym, bez precedensu w dziejach filmowej fantasy. Na „Powrót Króla” z niecierpliwością i niepokojem oczekiwały miliony widzów dwóch pierwszych części cyklu. A warto przypomnieć, iż po zawodzie, jaki sprawiła ostatnia część „Matrixa”, obawiano się w Hollywood kolejnej porażki.
Reżyser filmu Peter Jackson dysponował, w przeciwieństwie do braci Wachowskich, niepodważalnym atutem: podstawą scenariusza było arcydzieło Tolkiena. Przenosząc na ekran „Drużynę Pierścienia” i „Dwie wieże” Jackson udowodnił, że czuje ducha powieści i znakomicie porusza się w wykreowanym przez pisarza świecie. „Powrót Króla” dowodzi, że nie były to opinie przesadne.
Oglądając film Jacksona, odnosi się wrażenie, że obcujemy z czymś niezwykłym, bez precedensu w dziejach filmowej fantasy, a wcześniejsze filmy tego gatunku były właściwie - używając terminu muzycznego - uwerturą do wspaniałej filmowej symfonii, jaką jest ekranizacja „Władcy Pierścieni” i jej końcowy akord, „Powrót Króla”. Nie wydaje się, by udana realizacja filmu wg Tolkiena była możliwa wcześniej i by lepiej utrafiła w swój czas. Dopiero dzisiaj rozwój techniki filmowej i zastosowanie komputerów najnowszej generacji umożliwiło wykreowanie mitycznego świata i zamieszkujących go postaci.
Bez tego każda adaptacja „Władcy Pierścieni” byłaby tylko kalekim, zapewne budzącym uśmiech widza, cieniem literackiego pierwowzoru. Tak jak bohaterowie epopei, po przeżytych doświadczeniach nie są już tymi samymi postaciami, co na początku, tak też widz po projekcji inaczej już spojrzy na prezentowane na przykład chociażby w telewizji inne filmy tego gatunku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...