Drugie „Milczenie owiec”? A może nowa „Filadelfia”?
Kiedy film ten wchodził na kinowe ekrany, wielu krytyków nie kryło rozczarowania. Wszak za kamerą stanął sam Jonathan Demme – twórca takich hitów, jak „Milczenie owiec”, czy „Filadelfia”, z którym „Nigdy nie jest za późno” nie ma jednak zbyt wiele wspólnego. Oglądając ten obraz pamiętać należy jednak, że to… bardziej film scenarzystki, niż reżysera. I to nazwisko Diablo Cody jest tu kluczowe.
Cody zasłynęła przede wszystkim jako autorka historii do oscarowego „Juno” – opowieści o nastolatce, która zachodzi w ciążę i nie ma pojęcia, co dalej. Powinna wychować dziecko razem z własnym rodzicami? Oddać je do adopcji? Dokonać (legalnej w stanie, w którym mieszka) aborcji? A problemów i dylematów przybywa z dnia na dzień. Co ze szkołą? Chłopakiem? Parą, która ewentualnie mogłaby adoptować urodzone przez nią dziecko, ale ich związek właśnie zaczyna przechodzić kryzys…
Tak było w „Juno”, ale podobne wątki, czy sytuacje pojawiały się regularnie w kolejnych scenariuszach Diablo Cody. Raz główną bohaterką była dziewczyna, na której dokonano gwałtu („Zabójcze ciało”), innym razem kobieta, która przed laty poroniła, a teraz przechodzi kryzys wieku średniego („Kobieta na skraju dojrzałości”). W „Tully” oglądaliśmy matkę wykończona opieką nad trójką małych dzieci.
W nakręconym w 2015 roku „Nigdy nie jest za późno” główną postacią także jest matka (Meryl Streep), ale mająca już około sześćdziesięciu lat, która dawno temu porzuciła rodzinę i wybrała karierę gwiazdy rocka. Początkowo odnosiła nawet jakieś sukcesy sceniczne, ale z czasem jej zespół zaczął grywać w coraz gorszych miejscach. Trasy koncertowe stawały się coraz krótsze, mniej dochodowe, aż wreszcie Ricki and the Flash stali się kapelą przygrywającą do kotleta lub występującą na prowincjonalnych potańcówkach.
Po latach, słysząc o depresji swej córki (porzuconej przez partnera), wokalistka postanawia odbudować - a może, tak naprawdę, dopiero nawiązać – z nią relację. Co oczywiście nie będzie takie proste. Zwłaszcza, że córka też ma odziedziczony po mamie charakterek (a warto dodać, że wciela się w nią Mamie Gummer, a więc… biologiczna córka Meryl Streep).
Ciekawy to pojedynek, w którym asystuje też np. Kevin Kline. Raz po raz dochodzi do tu do rodzinnych sporów, ale i niezliczonych zabawnych nieporozumień. No i jest znakomita muzyka. Streep, po „Mamma Mia”, najwyraźniej zaczęła gustować w rozmaitych muzycznych projektach. W „Boskiej Florence” wcieliła się w jedną z najgorszych śpiewaczek w historii – natomiast w „Nigdy nie jest za późno” radzi sobie na wokalu naprawdę znakomicie i słuchanie takich utworów, jak „Bad Romance” Lady Gagi, czy „Get The Party Started” Pink, w jej wykonaniu, to prawdziwa frajda.
Warto więc ten słodko-gorzki, rodzinny komediodramat obejrzeć. Np. on-line - w takich serwisach streamingowych, jak iTunes, Rakuten, czy Chili.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...