Słowo Boże to reflektor na życie
Słowo Boże to reflektor na życie, a to mnie prostuje - mówi Magda. Agnieszka Gieroba /Foto Gość

Słowo Boże to reflektor na życie

Agnieszka Gieroba Agnieszka Gieroba

GOSC.PL

publikacja 11.05.2024 09:00

O wierze, szukaniu swego miejsca w Kościele i wartości wspólnoty mówi Magdalena Wójtowicz ze wspólnoty Drogi Neokatechumenalnej na Poczekajce w Lublinie.

Agnieszka Gieroba: Wychowałaś się w rodzinie, gdzie była wspólna modlitwa, zaangażowanie rodziców we wspólnotę Domowego Kościoła, gdzie celebrowano święta, czy to wystarczyło Ci do odkrycia osobistej relacji z Jezusem?

Magdalena Wójtowicz: To prawda, że mogę powiedzieć o sobie, że wiarę wyssałam z mlekiem matki, bo rzeczywiście moi rodzice nie tylko o Bogu nam mówili, ale i na co dzień pokazywali, co znaczy żyć wiarą. To jednak nie załatwi za kogoś nawiązania osobistej relacji z Bogiem. Myślę, że w dzieciństwie była to wiara z posłuszeństwa. Kiedy rosłam, stosownie do wieku trafiałam do różnych wspólnot poszukując swojego miejsca.

W końcu się udało?

Jestem przekonana, że Pan Bóg ma dla naszego życia plan i nas prowadzi. Oczywiście możemy się z tym zgadzać, albo nie i iść swoją drogą. W moim przypadku jest tak, że ja po prostu lubię ludzi i lubię z nimi przebywać, a szczególną radością jest przebywanie z ludźmi, którzy myślą podobnie. W dzieciństwie i młodości wspólnoty dawały mi środowisko rówieśnicze, z którym można było świetnie spędzać czas, wyjeżdżać na wakacje, spotykać się. To była alternatywa dla szkoły, jakichś klasówek, czy innych obowiązków. Kiedy skończyłam studia, przez przypadek, choć oczywiście nie wierzę w przypadki, trafiłam na katechezy Drogi Neokatechumenalnej i to okazało się moim miejscem dojrzewania wiary.

Poszłaś z ciekawości?

Dokładnie tak, byłam ciekawa, co to jest, bo wcześniej miałam pewien dystans do neokatechumenatu. Poszłam i zaszokowało mnie konkretne podejście do życia i wiary. Nie było owijania w bawełnę, głaskania. Mówiąc tak potocznie, to było walenie między oczy prawdą, ale z miłością. To pozwalało mi przeglądać się w tych ludziach i odkrywać różne rzeczy w moim życiu. Na początku katechez dowiedziałam się tego, co już wcześniej wiedziałam, ale zostało to podane w innej formie, w odniesieniu do życia. Pamiętam, że na te katechezy przyszło wtedy wielu ludzi, chyba ze 100 osób. Spotkałam tam też znajomych i to wszystko razem sprawiło, że zostałam.

O Neokatechumenacie mówi się, że trzeba mieć na niego czas?

Tak, naszym braciom z dłuższym stażem wspólnotowym nigdzie się nie spieszy, nie patrzą na zegarek, że godzina i do domu. Na początku trzeba do tego przywyknąć, ale teraz doceniam to, bo to oznaka żywej wspólnoty. Spotykamy się dwa razy w tygodniu i to nie tylko Liturgia Słowa, Eucharystia, ale i przygotowanie z rozważaniem Słowa i dzieleniem się życiem. Jednak ten czas to nie strata, ale zysk.

Miewasz kryzysy?

Oczywiście. Myślę, że to normalne dla każdego człowieka, ale te kryzysy sprawiają, że wzrastam i doświadczam, że bracia ze wspólnoty upominają się o mnie. Był taki moment, kiedy miałam gorszy czas i nie chciałam chodzić na spotkania. Bracia wtedy dzwonili pytać, co się dzieje, czy nie potrzebuję pomocy i zapewniali, że modlą się za mnie. Nie byłam więc jakąś anonimową osobą, ale kimś, kogo brak został zauważony, a to daje ci poczucie wspólnoty i pewność, że nie zginiesz. Jak sama gdzieś pójdziesz na manowce, wspólnota zacznie cię szukać. Nie znaczy to, że zawsze jest super. We wspólnotach także zdarzają się kłótnie i nieporozumienia, tak jak w rodzinie. Potrafimy się kłócić, ale też przebaczać.

A jak to przekłada się na codzienne życie?

Bardzo konkretnie. Słowo Boże, jeśli po nie sięgasz, odpowiada ci tu i teraz do konkretnej sytuacji w jakiej się znajdujesz. Nie przechodzisz obojętnie obok różnych wydarzeń, czy to w swoim domu, czy w pracy, czy na ulicy. To zaś czyni cię świadectwem dla innych. Słowo Boże to reflektor na życie, a to mnie prostuje – kiedy widzę swoje słabości łatwiej mi przyjąć słabości innych. Są także konkretne sytuacje, kiedy potrzebujesz pomocy wystarczy słowo we wspólnocie i ktoś coś poradzi. Proste rzeczy, ktoś mówi, że nie ma z kim zostawić dzieci, a ma ważne wyjście – zawsze ktoś pomoże, ktoś daje znać, że potrzebuje samochodu żeby coś przewieźć, czy kogoś gdzieś zawieźć – wiadomo, że można liczyć na braci ze wspólnoty, ktoś szuka pracy, ktoś potrzebuje fachowca od czegoś – wspólnota to dar pełen talentów, którymi się dzielimy i to są konkretne rzeczy i pewność, że mogę liczyć na mojego brata, choć może nie bardzo się nawet lubimy.

Co Ci w tej wspólnocie najbardziej odpowiada?

Intensywność i prawdziwość życia. Spotykamy się często, a to buduje relacje, jesteśmy świadkami narodzin dzieci, śmierci, upadków i powstań. W tym wszystkim jest Pan Bóg, który daje się poznać przez konkretnych ludzi i wydarzenia. Gdyby nie to, pewnie byłabym wierząca, chodziłabym do kościoła bo tak wypada, bo taka tradycja, ale nie wiem, czy żyłabym wiarą, która mimo wielu moich słabości, daje prawdziwe życie.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona