Łowicz promuje się kulturą ludową i przyciąga turystów warsztatami rękodzieła ludowego. Po ok. 50 latach tradycje ludowe znów stają się tu żywe. Mieszkańcy odnawiają stare i szyją nowe stroje ludowe, biorą w nich śluby i chrzczą dzieci.
Dzisiaj Łowiczanie mówią, że noszenie stroju ludowego po prostu ich wzrusza i zastrzegają, że to nie ludowość na pokaz czy dla promocji regionu, ale ich autentyczna duma.
"Jak zakładamy normalne ubranie - spodnie, sukienkę itd. - trochę człowiek zasmucony, przygarbiony, ale jak swój strój zakładamy, każdy wyprostowany i uśmiechnięty. Ta energia, kolory, to jest to" - mówi pani Grażyna. I dodaje, że "nieważne, czy jest 5, czy 30 stopni, a strój jest z wełny. Nieważne, że trzeba wytrzymać kilka godzin w kiecce, która waży 18 kg i ciężko w niej chodzić i siedzieć. To wspaniałe uczucie - zapewnia. "Zapowiadają deszcz? Nic nie szkodzi, te kolory przebiją chmury" - przekonuje.
Pani Staniszewska, jako prezes stowarzyszenia, wyjątkowo często nosi łowicką kieckę. Nie robi tego jednak z obowiązku. "Jak każda baba lubię, jak ktoś się za mną obejrzy. A jak się za kiecką łowicką obejrzą, to i mnie zobaczą" - mówi.
W Łowiczu coraz częściej w pasiakach pokazują się też młodzi ludzie. Jak twierdzi Ilona Peliga, nastoletnia Łowiczanka, jeszcze kilka lat temu łowickich tradycji nie była w ogóle świadoma. "To się zmieniło wtedy, kiedy folklor stał się bardziej popularny. Zaczęto go promować i wszystko odżyło. Dzisiaj jestem dumna, że jestem z Łowicza" - opowiada.
Z kolei nastolatka Natalia Kędziora chętnie zakłada ludowy strój i udziela się w mieście odkąd zaczęła tańczyć w Akademickim Zespole Folklorystycznym "Mazovia". Kiedy ma okazję założyć strój, łączy go z elementami współczesnymi. "Noszę trochę starego, trochę nowego. Kiecka ma ok. 100 lat, a torebka robiona jest współcześnie. Muszę przecież włożyć gdzieś portfel, telefon komórkowy" - opowiada. Jak podkreśla, "młodzi ludzie wstydzą się jeszcze pokazywać się w strojach ludowych i nie chcą się z tym afiszować", ale nie ona.
Podobny pogląd ma studentka pedagogiki Agnieszka Ignasiak, wnuczka twórczyni ludowej Marianny Pietrzak. "Cześć młodych ludzi z ludowością się utożsamia, cześć się jej wstydzi, bo +to jest babcine, bo to jest niemodne+" - podkreśla. Dzięki babci tradycja łowicka w jej domu jest ciągle żywa. "Znam ją, dlatego się jej nie wstydzę" - mówi studentka.
Agnieszka bywa często na imprezach poświęconych folklorowi, np. krakowskiej "Cepeliadzie". Jak opowiada, "turyści są zachwyceni, bo to jest bogate, kolorowe. Robią sobie z nami zdjęcia, dopytują się, z jakiego regionu pochodzi strój. Są nim bardziej zainteresowani niż Polacy - podkreśla. "My nie znamy swoich strojów ludowych. Jak paradowałam po Krakowie w stroju Łowiczanki, co druga osoba mówiła: +Patrz, jaka ładna Krakowianka!+. Te stroje w ogóle nie są do siebie podobne, a łowicki obok krakowskiego to przecież najbardziej popularny strój. To było dla mnie bardzo przykre" - mówi.
Do Łowicza tłumnie przyjeżdżają dziś turyści, fotografują Łowiczanki i sami przebierają się w stroje ludowe. W wypożyczalni strojów pani Agnieszki fotografowali się w pasiakach m.in. turyści z Japonii, Chin, Hiszpanii.
W tym roku, po raz pierwszy, podczas procesji Bożego Ciała Ewangelia czytana była w czterech językach. Pochód ok. 200 Łowiczan w ludowych strojach był nie lada atrakcją dla turystów z USA, Hiszpanii, Japonii - wspomina pani Gładka, która "wycinała koguty dla połowy świata".
Według niej, obcokrajowcy kojarzą Polskę ze strojem pochodzącym z jej regionu. Jak sądzi, znają go prawdopodobnie dzięki zespołowi "Mazowsze", dla którego strój łowicki jest kostiumem reprezentacyjnym.
Również pani Staniszewska miała okazję pokazać "łowicką dumę" ludziom z zagranicy. Była zaangażowana "do obsługi artystycznej" strefy vipowskiej na Stadionie Narodowym podczas Euro 2012. "Byłam na wszystkich 5 meczach. Nie kibicowałam, tylko rozdawałam nasze wycinanki, szyłam i haftowałam" - opowiada.
Pani Anna z wykształcenia jest analitykiem medycznym. Wyuczony zawód porzuciła jednak, by otworzyć firmę - szyje i haftuje stroje łowickie. Tej sztuki nauczyła ją matka, z którą szyła stroje dla "Mazowsza" i "Śląska". Dziś pomagają jej w tym córki-studentki.
Tak jak ona, łowickie hafciarki wyszywają kwiaty już nie tylko na kieckach, ale i na torebkach, szalach, a nawet krawatach. "Dziś każdy może mieć na sobie coś łowickiego. Nasze wielobarwne, przeciągające wzrok wzory można wykorzystać do normalnego ubrania. Wychodzimy temu naprzeciw" - mówi.
Prezes łowickiego koła Stowarzyszenia Twórców Ludowych obserwowała już wzloty i upadki kultury ludowej. "Kultywowanie ludowych tradycji i moda na ludowość zależą od funduszy i od tego jak rząd czy samorządy je promują" - mówi. Pamięta taki okres, kiedy "celowo czy niecelowo kultura ludowa była spychana jako coś, co nie jest potrzebne". Ma nadzieje, że tym razem "kurs na ludowość" się utrzyma.
Często powtarza, że "kiedy ludzie szanują swoją małą ojczyznę, naród ma szansę na przetrwanie". "My, Łowiczanie, tego się trzymamy. Naród, który nie dba o swoje korzenie, odkopują później archeolodzy i tylko domyślają się, jaki on był" - ostrzega.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.