Film-symbol lat ’90. Jeden z największych hitów tamtej dekady.
W roli głównej oczywiście Kevin Costner. I to zaraz po obsypanym Oscarami „Tańczącym z wilkami” – kolejnej niezapomnianej produkcji z tego okresu. To zdecydowanie był jego czas. Wcześniej „Nietykalni”, później „JFK” i „Bodyguard” – niesamowita seria!
Niemniej ważne jest tu jednak nazwisko reżysera filmu, Ryana Reynoldsa. Wielkiego speca od kina kostiumowo-przygodowego, który później nakręci jeszcze m.in. „Hrabiego Monte Christo”, „Tristana i Izoldę”, czy biblijnego „Zmartwychwstałego”.
W „Robin Hoodzie: Księciu złodziei” mamy zapowiedź tego co potrafi. Jak umiejętnie żongluje konwencjami, zapożyczeniami z innych gatunków, czy filmów. Pojawia się tu np. wiedźma niczym z mrocznej baśni, czy wręcz horroru, zaś członkowie drużyny Robina mieszkają w domkach na drzewach - gdy przychodzi im uciekać, korzystają ze zwisających zewsząd lin, przywodzących na myśl liany z filmów o „Tarzanie”.
Bardzo ciekawą postacią jest Azeem grany przez Morgana Freemana. Ów Maur, którzy przybył wraz z Robinem z Ziemi Świętej, momentalnie kojarzy się postaciami, w które, w filmie „Lawrence z Arabii”, wcielali się Anthony Quinn, czy Omar Sharif. To swoisty mentor, ale przede wszystkim człowiek Orientu. Kultury i cywilizacji, którą należy szanować, zaakceptować. Od której można się wiele nauczyć.
- Czy to Bóg cię tak pomalował? – pyta czarnoskórego przybysza angielska dziewczynka.
- Tak. Bo Allah lubi różnorodność… - odpowiada Azeem, udzielając widzom lekcji tolerancji i wykładając ideę multi-kulti. „To pycha narzucać innym swoją religię” – mawiał jeszcze ojciec Robina.
Czy dziś, w świecie po 11 września, podobne tezy (tak przychylne islamowi), mogłyby się znaleźć w hollywoodzkim filmie? Obawiam się, że nie. A więc jest też reynoldsowy „Robin Hood….” swego rodzaju dokumentem epoki, w której powstał. Wspomnianych już lat ’90.
I może właśnie dlatego warto go teraz obejrzeć? A może raczej dla szarżującego Alana Rickmana w roli szeryfa z Nottingham (aktorska brawura na granicy szaleństwa)!.
Powodów, niewątpliwie, jest wiele.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów